wtorek, 23 września 2014

Zapraszam na nowego bloga i rozdanie.

Witajcie kochane.
Z przyczyn mojej głupoty musiałam zmienić bloga, na którego Was bardzo serdecznie zapraszam. Od teraz tam będą pojawiać się posty. Możecie śmiało przestać obserwować tego i zacząć tamten.

Zapraszam Was na rozdanie, które zaczęło się na nowym blogu.


Zapraszam TUTAJ.

Buziaki! :*

wtorek, 9 września 2014

Organique, cukrowa pianka do mycia ciała, pinacolada.

Witajcie :)
Ostatnio jestem bardzo roztrzepana i mam sporo na głowie, ale bardzo się cieszę, że mimo wszystko mogę znaleźć dla Was czas i napisać coś tutaj. Jak tylko zagoją mi się wszystkie ranki przy ustach na pewno pojawią się wpisy o pomadkach, bo trochę mi się ich nazbierało, ale moje usta nie nadają się do pokazywania.


Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją pianki Organique. Czy zachwycił mnie ten produkt? Zapraszam dalej.



Do wyboru są trzy wersje zapachowe. Mi akurat najbardziej spodobała się pinacolada, która pachnie bardzo ananasowo. Mamy ostatnio iście letnią pogodę, więc na ten okres wrześniowy bardzo mi odpowiada. Niestety zapach nie utrzymuje się na skórze, a podczas użytkowania zmienia się i już nie jest taki przyjemny,


Co mi bardzo odpowiada, że te pianki faktycznie mają konsystencję pianki i są takie puszyste. Producent sugeruje używanie ich na suchą skórę. Próbowałam i w ogóle się to nie sprawdza. Wbrew pozorom te kryształki cukru wcale tak szybko się nie rozpuszczają. Ten peeling jest idealny do codziennego używania. Mi bardzo pasuje przed nałożeniem balsamu brązującego, którego notabene nauczyłam się chyba używać.


Jeśli chodzi o działanie to skóra jest po nim taka miękka, gładka, na pewno nie wysuszona, ale też nie odnotowałam jakiegoś nawilżenia. 100 ml kosztuje 19,90 zł. Uważam, że jest to przyjemny umilacz prysznica, jednak nie uważam go za żaden 'must have'. Może do niego wrócę kiedyś, ale nie wiem.



A Wy już używałyście tych pianek? Jak się u Was sprawdziły? Z racji tego, że jutro mam urodziny wpisu nie będzie, ale możecie się spodziewać tzw. 'chwalipięckiego' postu z prezentami jeśli chcecie :)
Buziaki! :*

poniedziałek, 8 września 2014

Lakier Paese nr 346.

Witajcie :)
Jestem w ogromnym szoku, że moja seria filmowa już po pierwszym poście cieszyła się tak dużą popularnością. Bardzo się z tego cieszę i na pewno na jednym odcinku się nie skończy :)


Dawno nie było na blogu żadnego lakieru, a to dlatego, że do znudzenia powtarzam, że moje paznokcie dalej nie są w świetnej kondycji po hybrydach, które sama ściągnęłam. Staram się jak mogę, żeby to zmienić, ale nie jest to takie proste. Przejdźmy do rzeczy.


Nie raz mówiłam, że bardzo lubię lakiery z Paese i recenzja tego koloru powinna się pojawić wieki temu. Niestety nie wszystkie kolory są takiej jakości jakbym chciała, ale o tym innym razem. Dzisiaj jeden z moich ulubieńców, czyli lakier z numerkiem 346. Niestety kolor jest przekłamany, bo w rzeczywistości jest zdecydowanie bardziej intensywny. Jedna z lalek Barbie miała taki kolor paznokci. Jest śliczny, ładnie się prezentuje i na bladej i na opalonej skórze, Nie używałam go jakoś bardzo namiętnie latem, ale kiedy go kupiłam męczyłam go bardzo długo i teraz we wrześniu jakoś znowu naszła mnie na niego ochota.



Na ostatnim zdjęciu bardziej przypomina rzeczywisty kolor. Nie smuży, nie bąbelkuje. To co widzicie to jakieś nierówności mojej płytki albo nie zauważone wcześniej paproszki. Dobrze się trzyma, u mnie na paznokciach wynik 3-4 dni to jest szczyt marzeń i to dosłownie, a tyle wytrzymuje, w zależności od tego jak często myję ręce, a robię to bardzo często. Schnie całkiem przyzwoicie, ale ja na niego używam top. Kryje po dwóch warstwach co też nie jest złym wynikiem. Jeden kosztuje 15,90 zł i dostaniecie je na stoiskach Paese i chyba na stronie. Ostatnio można było znowu zakupić Lakierbox, ale z tego co widziałam już mniej korzystnie niż poprzednio. Osobiście serdecznie Wam polecam lakiery z Paese.



I jak Wam się podoba? Jakich lakierów Wy ostatnio używacie? Czujecie już jesienne klimaty czy zdecydowanie bardziej stawiacie jeszcze na letnie kolory?
Buziaki! :*

piątek, 5 września 2014

Piątkowy przegląd filmowy #1

Witajcie! :)
Mam dzisiaj dla Was cykl, który na stałe zagości na łamach bloga? Dlaczego? Dlatego, że kultura jest bardzo bliska mojemu sercu. Przez bycie w klasie dziennikarsko-prawniczej miałam okazję być w tylu wspaniałych miejscach i poznać interesujących ludzi. Film może nie jest jakąś najwyższą formą kultury, ale chyba najtańszą i najlepiej dostępną. Co jakiś czas będę tutaj też wrzucać książki, bo mam nadzieję, że uda mi się przeczytać chociaż jedną w miesiącu. Wiem, że to mało ambitne, ale nie mam za wiele czasu. Od czasu do czasu będę Was zachęcać do odwiedzenia i teatru :) 
Jeszcze nie wiem co jaki czas będzie się pojawiał taki wpis, ale mam nadzieję, że co dwa tygodnie, a jak nie to na pewno raz w miesiącu. Nie odpuszczę tej serii o nie.

Przejdźmy do rzeczy. Dzisiaj mam dla Was 5 pozycji, które pewnie większość z Was oglądała, ponieważ ja zawsze jestem filmowo opóźniona i do niektórych rzeczy muszę dojrzeć albo się przemóc. Aha, żebym nie zapomniała, kolejność przypadkowa, ale dodawać będę także oceny, które dałam na filmwebie.


Marzyciel, czyli film reżyserii Marc'a Forster'a to magiczna opowieść, która przenosi nas do krainy piratów, wróżek, Indian, czyli dobrze znanej nam Nibylandii. Młody James Barrie po klęsce swojego pierwszego przedstawienia poznaje rodzinę Davis - Sylvię i czterech jej synów, którym postanawia znaleźć rozrywkę w postaci wymyślonej krainy. Tak się dzieje, że znajduje wśród nich inspirację do napisania swojego najwybitniejszego dzieła. Film bardzo przyjemny, lekki, pod koniec wzruszający. Johnny Depp w rewelacyjnej kondycji jak zwykle oczarował mnie swoją grą. Gorąco polecam! Moja ocena: 9/10.

Służące to film, do którego bardzo długo dorastałam. Obejrzałam i nie żałuję. Fantastyczny film, świetna gra aktorska, zwłaszcza jeśli chodzi o tytułowe służące. Film porusza oczywiście temat prześladowań rasowych w USA, kiedy w domach była czarnoskóra służba. Fikcyjna opowieść, ale myślę, że pokazuje więcej niż ziarno prawdy. Zdecydowanie warty obejrzenia. Moja ocena: 9/10.


Witaj w klubie, czyli dobrze wszystkim znana pozycja nominowana w tym roku do Oskara. Mattihew McConauhey i Jared Leto zdecydowanie zasłużyli na Oskara, już rozumiem czemu nie dostał go Leonardo DiCaprio za rolę w "Wilku z Wall Street". Historia opowiada o człowieku, który dowiaduje się, że został mu miesiąc życia, ponieważ cierpi na wirusa HIV, od tego czasu próbuje walczyć z nim na wszystkie sposoby. Film porusza także temat wielkich koncernów farmaceutycznych, które zamiast leczyć ludzi chcą tylko jak najwięcej na nich zarobić. Film godny polecenia i obejrzenia. Moja ocena: 9/10.

Jak wytresować smoka 2 to zdecydowanie film animowany warty obejrzenia, jeśli macie dzieci myślę, że będą zachwycone, zwłaszcza jeśli widziały pierwszą część (ja widziałam). Kolejne przygody Czkawki i jego smoka Nocnej Furii. Nie chcę Wam robić spoileru, jeśli jesteście ciekawe koniecznie zobaczcie, bo warto. Moja ocena: 9/10


Avengers to ostatni film na dzisiaj. Nie jestem jakąś wielką fanką produkcji Marvel'a i filmów opartych na komiksach, ale ten film przypadł mi do gustu. Ziemia zostaje zagrożona napadem obcych, została wykradziona bardzo potężna broń, potrzebni są bohaterowie, którzy zjednoczą się, aby uratować Ziemię i będą nazywać się Avengers. Ocena: 7/10.

I jak? Oglądałyście coś z tych filmów? Co ostatnio ciekawego oglądałyście? Jesteście ciekawe kolejnych serii?
Buziaki! :*

środa, 3 września 2014

The Body Shop, malinowe masło do ciała.

Witajcie! :)
Ta pogoda to nam płata figle. Ostatnio było zimno i nieprzyjemnie, a dzisiaj jakby lato wróciło. Było tak ciepło, że ciężko mi to opisać, spokojnie ponad 20 stopnie. Fajnie byłoby jakby jak najdłużej utrzymała się taka ładna pogoda. 

Dzisiaj post powiewający jeszcze zapachem lata, ponieważ będzie dzisiaj o malinowym maśle do ciała, będą dzisiaj same ochy i achy.


Masło zostało zamknięte w typowym dla TBS opakowaniu, mi się one bardzo podobają, do tego kolorystyka bardzo mi odpowiada. Produktu jest 200 ml i kosztuje 69 zł, ja za nie zapłaciłam 39 zł, podczas letniej wyprzedaży.


Masło ma genialną konsystencję, która łatwo sunie po skórze, w dodatku bardzo szybko i przyjemnie je się wsmarowuje. Zostawia na skórze lekki film, który nie jest klejący ani uciążliwy, ale polecam go zostawić na noc do wchłonięcia, ponieważ już nie jest wyczuwalny na skórze. To trzeba przyznać temu produktowi, jak to pachnie! Po prostu cudownie, świeżo, czuć same maliny, takie prawdziwe nie żadne chemiczne. Cudo! Do tego nie ulatnia się tak od razu, rano lekko go jeszcze czuć, a jeśli chodzi o ręce to będziecie czuć malinę jeśli nawet umyjecie je, nie myślałam, że będzie się tak długo utrzymywał!


Działanie również jest świetne. 24 - godzinne nawilżenie jakie zapewnia nam producent w moim przypadku się sprawdza. Skóra jest nawilżona i gładka do tej pory jak się tak pogładziłam teraz po nogach, a minęło ok. 18 godzin kiedy go użyłam. Używam go faktycznie na całe ciało, bo na stopy również i tu efekt jest powalający! Tak gładkich stóp dawno nie miałam po żadnym produkcie. Nie podrażnił mi w żadnym przypadku skóry, na łagodzenie też nie ma co liczyć. Jest całkiem wydajny, ale na razie nie jest o tym do końca przekonana, jak znajdzie się w denku to wspomnę na ile mi starczył. Jedynym jego minusem jest wspomniana wcześniej cena no i dostępność, ponieważ akurat ta wersja wchodzi do sklepów na przełomie wiosny i lata, jesienią i zimą nie jest niestety dostępna ;c 


W składzie nie ma parafiny, a wiem, że dla niektórych z Was to ważne. Przez chwilę jak sprawdzałam skład to zastanawiałam się gdzie jest malina, ale w końcu już znalazłam. Produkt nie był przetestowany na zwierzętach (co ostatnio dla mnie bardzo ważne).

Osobiście bardzo polecam te masła, akurat ta wersja zdetronizowała mojego ulubieńca, czyli orzech brazylijski, będę szukała czegoś innego :)

A co Wy polecacie do pielęgnacji ciała? Macie jakiś swoich ulubieńców, perełki? Jestem ciekawa co sądzicie :)
Buziaki! :*