piątek, 30 maja 2014

Moja chcielista.

Witajcie kochane :)
Przychodzę do Was dzisiaj z luźnym jak w piątek powinno być postem. Są to moje wybory, na które przez Was ciągle mam chrapkę. Dokładnie przemyślałam rzeczy, które powinny znaleźć się na tej liście i nie są to wybory przypadkowe. Zapraszam do lektury :)


1. Paletka Sleek Del Mar vol 1 - zobaczyłam z nią przepiękne makijaże i po prostu zapragnęłam ją mieć, brakuje u mnie kolorowych cieni, a myślę, że na początek, żeby się oswoić to dobry wybór.
2. Pędzle do twarzy Zoeva - ostatnio smaka na nie narobiła mi Maxineczka, która zamieściła na swoim vlogu recenzję tych pędzli, jednak ich cena skutecznie mnie odstrasza. Powoli zacznę odkładać na nie pieniądze. Nie pogardzę też innymi pędzlami tej firmy.
3. Czarny eyeliner - tutaj akurat z Zoevy, ale może być też z Maybelline, który jest zdecydowanie łatwiej dostępny. Brakuje mi właśnie eyelinera w żelu.
4. Maskara Benefit They're Real! - przymierzałam się dawno temu do jej zakupu i może się na nią skuszę, jeśli będę miała fundusze, jeśli nie poszukam czegoś innego, chociaż bardzo mnie ciekawi.
5. Puder Clinique Anti Redness - czytałam o nim wiele pozytywnych opinii. Od tego czasu mam ochotę go przetestować na własnej skórze. Ciekawe jak się u mnie sprawdzi.
6. theBalm Mary Lou - już kultowy rozświetlacz. Niestety mój egzemplarz, który kupiłam w zeszłym roku roztrzaskał się o kafelki. Na pewno kupię go ponownie.
7. Rozświetlacz MUA - ostatnio zbiera bardzo dużo pozytywnych opinii, chętnie zobaczę jak u mnie się sprawdzi, chociaż obawiam się, że nie dla mnie różowe tony.
8. Balsam do ust Nuxe - również czytałam na jego temat dużo dobrego, chętnie zobaczę jak się sprawdzi na moich wymagających ciągłego nawilżenia ustach.
9. Bomb Cosmetics Kuracja do ust arbuz i scrub Lemon - te kosmetyki mówią do mnie 'kup mnie *.*' od dawna, dlatego dołączyły to wishlisty.
10. Jajeczko EOS - chciałabym wiedzieć o co tyle szumu, czy naprawdę jest taki wspaniały. Na pewno przy jakiś zakupach dołączy do koszyka.

I jak Wam się podobają moje wybory? :) Miałyście coś? Polecacie coś szczególnie? 
Buziaki! ;*

środa, 28 maja 2014

Denko maj'14.

Witajcie kochane :)
Dzisiaj koniec miesiąca, więc czas na denko. Nie ma w tym miesiącu za wiele produktów, ale uważam, że i tak zużyłam ich całkiem sporo, jak na jeden miesiąc. Zazwyczaj nie zamieszczam denka, jeśli zużycie w miesiącu nie przekroczy ok. 15 produktów, ale uważam, że 14 to
całkiem niezły wynik. Zużyłam też trochę próbek, ale wszystkie pokażę jak już będzie ich naprawdę dużo. A teraz zapraszam do czytania :)


Jeśli chodzi o włosy to tutaj pojawił się jak widzicie tylko jeden produkt, czyli mój ulubiony szampon Natura Siberica, o którym możecie poczytać tutaj. Mam jeszcze jedną butelkę, a po zużyciu jej na pewno do niego wrócę. Olejek z Isany pojawia się u mnie już jakiś czas za każdym razem jak robi się ciepło. Czasem dodaję go zamiast płynu do kąpieli. Dobry produkt w niskiej cenie, do tego o pięknym zapachu, myślę, że jeszcze nie raz go kupię. Kawowy żel pod prysznic YR to jeden z moich ulubionych żeli, uwielbiam go i kupuję co jakiś czas, przewiduję powrót do niego przy jakiejś okazji. Recenzja - klik.


Wyszczuplający lotion YR kupiłam namówiona przez konsultantkę. Szczerze mówiąc nie wywarł na mnie jakiegoś szczególnie pozytywnego wrażenia. Był niewydajny, może nawilżał i lekko napinał skórę, ale podejrzewam, że to ćwiczenia. Za to szybko się wchłaniał. Bogaty balsam do dłoni Pat&Rub całkiem polubiłam. Podejrzewam, że wielu może nie przypaść zapach do gustu, ponieważ jest bardzo mocny. Dobrze nawilżał i odżywiał skórę, był treściwy, ale szybko się wchłaniał. Niestety cena jest bardzo wysoka, a balsam średnio wydajny, na razie nie przewiduję powrotów. Peeling Propodia to już jest jakiś horror po prostu. Zużywam kolejne opakowanie, a mama uświadamia mnie, że jest jeszcze jedno. Mam nadzieję, że to, które mam teraz w użyciu jest ostatnim, zmęczę je i na pewno nie przewiduję powrotów. Woda toaletowa Guerlain La petite Robe noire była przepiękna i chętnie się nią psikałam, chlip chlip, że się skończyły :c Na razie nie przewiduję powrotów, ponieważ chętnie przetestuję jakieś nowe perfumy.


Lirene płyn micelarny to duży przeciętniak. Nie nadawał się do zmywania oczu, używałam go do oczyszczania buzi rano, chociaż nie mam w zwyczaju używania miceli, chyba, że do demakijażu oczu. Zapach to nie moje klimaty, chociaż muszę przyznać, że bajer z drobinkami jest bardzo fajnym pomysłem, ale nie wrócę do niego. Zmęczyłam w końcu żel do twarzy z TBS. Bardzo go polubiłam, ale pod koniec po prostu mi się znudził, starczył mi na grubo ponad 4 miesiące. Więcej możecie poczytać tutaj. Krem pod oczy Ziaja to zupełna porażka, zero nawilżenia, długie wchłanianie. Balsam do ust Tisane to mój ulubieniec jak na razie w tej dziedzinie, mam już kolejne opakowanie. Recenzja - klikKrem na noc Eucerin Even Brighter to miniaturka, która przyjemnie nawilżała, ale nie zauważyłam jakiejś redukcji przebarwień, może ktoś z dużymi przebarwieniami zauważyłby różnicę. Jest dość drogi i u mnie szału nie zrobił, dlatego nie przewiduję powrotów. Mascara Estee Lauder Sumptuous Extreme ma wielką szczotę, która nabiera za duże ilości produktu przez to malowanie przynajmniej dla mnie było utrudnione, wolę silikonowe szczoteczki. Do tej mascary nie wrócę.


Zapomniałam o wodzie termalnej Uriage, którą uwielbiam i już mam kolejne opakowanie w użyciu.

Hitem denka jest balsam do ust Tisane oraz woda termalna Uriage, natomiast bublem krem pod oczy Ziaja. Część to moi sprawdzeni ulubieńcy.

A jak się prezentują Wasze zużycia? Miałyście coś z moich? :)
Buziaki! ;*

Balsam do ust Tisane.

Witajcie kochane :)
Ostatnio staram się pisać posty na zapas i jakieś tam czekają w kolejce do publikacji. Muszę Wam powiedzieć, że nie mogę doczekać się przyszłego tygodnia. Za tydzień o tej porze będę pakować ostatnie rzeczy przed wyjazdem do Wrocławia. Bardzo się cieszę :)

Dzisiaj zapraszam na recenzję jednego z hitów już blogosfery, czyli balsamu do ust Tisane.


Produkt umieszczony jest w małym słoiczku, który dodatkowo spakowany jest w kartonik, w środku dodatkowo zabezpieczony sreberkiem. Całość całkiem przyjemna dla oka jak na produkt apteczny. Posiada treściwą, zbitą konsystencję, która w kontakcie z palcem łatwo się nakłada na usta. i bardzo ładny zapach, taki jakby ciasteczkowy(?). Sam produkt jest dość wydany, a przede wszystkim niedrogi, bo kosztuje ok. 10 zł i dostępny jest jak wcześniej wspomniałam w aptekach. 



Aplikacja dla większości może być uciążliwa, ale ja go używam albo wieczorem przed snem, a w ciągu dnia po umyciu rąk albo użyciu żelu antybakteryjnego, więc nie przeszkadza mi taka aplikacja. Jedyne co to może, że przy długich paznokciach zamiast na palec nabiera się pod paznokieć co mi już przeszkadza. 

Działaniu nie mam nic do zarzucenia, bardzo dobrze, długotrwale nawilża i wygładza usta. Nakładam go też przed użyciem jakiejkolwiek szminki. Faktycznie chroni usta przed wpływem czynników atmosferycznych. Do tego przyjemnie je zmiękcza. To jest moje drugie opakowanie, więc wierzcie mi na słowo jestem zadowolona z jego działania. 

Kusi mnie balsam Nuxe, ale na razie mam chude miesiące i zbieram na pędzle, bo mam ich stanowczo za mało, zwłaszcza tych do twarzy. 

Miałyście go? Lubicie? Czy dopiero planujecie zakup?

Buziaki! ;*

wtorek, 27 maja 2014

Ulubieńcy maj'14.

Witajcie kochane!
Dzisiaj przychodzę do Was z ulubieńcami maja. W zeszłym miesiącu nie pojawiło się nic z pielęgnacji, jednak w tym miesiącu z racji ćwiczeń jest i ona, pielęgnacja, chociaż i tak jej mało. Zapraszam do czytania.



Nie ma tego za wiele, więc zapraszam na poszczególną krótką recenzję. O niektórych mam już zdanie wyrobione o innych dopiero sobie do końca zdanie wyrabiam.


W tym miesiącu moja ukochana woda termalna Uriage nie raz mnie uratowała, zwłaszcza w czasie tych upałów, po zajęciach, a także przy używaniu glinki. Jestem w niej zakochana i to moje drugie opakowanie dopiero, ponieważ jest bardzo wydajna.
Jestem dość sceptycznie nastawiona do marek typu Sephora i Douglas zwłaszcza jeśli chodzi o pielęgnację. Jednak ten krem uratował moje stopy nie raz, kiedy wróciłam zmęczona z zajęć, dawał takie ukojenie jakiego mi brakowało, do tego fajnie nawilżał stopy. Nie mogę go dokładnie ocenić, ponieważ używam go tylko na naprawdę zmęczone stopy, ale moja mama jest z niego bardzo zadowolona. (tak podkradłam go mamie :))


Kolejnymi rzeczami są cienie Benefit, a zwłaszcza 3, które namiętnie używałam w tym miesiącu. Cień r.s.v.p. pojawił się już w poprzednich ulubieńcach, ale do niego dochodzą call my buff, czyli ten jaśniutki beż, który ostatnio nakładam solo i fajnie wygląda razem z eyelinerem oraz thanks a latte, czyli brąz z bardzo ładnym połyskiem, jest dość chłodnym odcieniem, ale bardzo ładnie prezentuje się nałożony w załamaniu powieki. 
Bronzer Bahama Mama to mój pierwszy bronzer w życiu i podejrzewam, że nigdy go nie zmęczę, jest bardzo wydajny, ma piękny odcień brązu bez nuty pomarańczy. Używałam go nie tylko do konturowania, ale także nakładałam zamiast różu na policzki. Mojej siostrze podobam się zdecydowanie bardziej niż w tradycyjnych różach.
Szminka Rimmel by Kate nr 16 gościła bardzo często na moich ustach w tym miesiącu i podejrzewam, że w przyszłym będzie tak samo. Zapraszam na recenzję - klik.


Odżywka Miss Sporty to jak dla mnie hit tych ulubieńców, ponieważ tak dobrze wpłynęła na moje paznokcie, a kosztuje grosze. U mnie sprawdziła się dużo lepiej niż Eveline. Do tego jest wydajna. Paznokcie są bardziej twarde, mocniejsze i szybciej rosną. Podkreślam, że miałam paznokcie hybrydowe i ta odżywka uratowała moje nadzieje, że jeszcze kiedyś będę mała piękne paznokcie. 
Lakier Paese nr 346 praktycznie cały czas był na moich paznokciach w tym miesiącu. Uwielbiam ten kolor, do tego trwałość 3-4 dni to jest jak dla mnie duży sukces. W ogóle bardzo lubię te lakiery i na pewno kupię następne.

Uf, to już koniec ulubieńców. Coś Wam się szczególnie spodobało? Miałyście z czymś do czynienia?
Buziaki! ;*

poniedziałek, 26 maja 2014

Motywacyjny poniedziałek (V)

Witam Was kochane bardzo serdecznie!
Przeczuwam w czerwcu jeszcze mniejszą frekwencję z moją obecnością na blogu niż teraz, ale z drugiej strony wiele produktów zaczęłam testować w tym miesiącu, więc kto wie, może właśnie pojawi się więcej recenzji. Niemniej jednak zbliżają się zaliczenia i sesja. Do tego w przyszłym tygodniu jadę na koncert i postaram Wam się zdać relację :)

Wracam do Was dzisiaj z tematem, który został przeze mnie bardzo zaniedbany, ponieważ bardzo dawno temu pojawił się ostatni post z serii Motywacyjny poniedziałek. Przyrzekam poprawę i najprawdopodobniej będą pojawiać się co jakieś 2 tygodnie, ponieważ chcę też opisywać mniej więcej to zmieniłam w tym czasie, a w ciągu tygodnia zbyt wiele nie można zmienić.  Zapraszam do czytania :)


Ostatnio staram się, żeby moje wydatki były racjonalne i inwestuję trochę w stroje do ćwiczeń. Muszę koniecznie zainwestować w spodenki, bo temperatura w tym pomieszczeniu mimo klimatyzacji (która notabene przestaje być wyczuwalna) jest nie do zniesienia. Nie lubię długich luźnych spodni ani nic w tym stylu, preferuję leginsy i lubię jak dół przylega mi do ciała, bo jeśli chodzi o koszulki to preferuję luźne rzeczy, dlatego właśnie chcę zakupić spodenki, w których nie ćwiczyłam od podstawówki.


W końcu mamy sezon na owoce i warzywa powoli. Wszystko już robi się tańsze. U mnie zazwyczaj pojawiają się truskawki, a jeśli chodzi o warzywa to szparagi. Pomijam oczywiści np. pomidory i rzodkiewki, które są u mnie zawsze.



Jeśli chodzi o ćwiczenia to skupiłam się głównie na tych tanecznych. Zazwyczaj chodziłam na zumbę, ostatnio na nowe zajęcia, czyli HI/LO BASIC oraz stepy. Teraz wracam do ćwiczeń w domu, mam zamiar robić przysiady oraz brzuszki, może nie w ilości 300 dziennie, bo moje kolana wysiądą, ale jakoś 100-150 jeszcze dokładnie nie wiem. Zamierzam też wrócić do treningów domowych z Mel B, przede wszystkim uda i brzuch. A na ten tydzień wybieram się na ABF, stepy oraz radiator i stretching. Niestety widzę po sobie, że jak nie ćwiczę wracam do punktu wyjścia. Nie żałuję sobie zachcianek przed okresem i w ogóle. Moje jedzenie jest bardzo rozregulowane. Niestety mam takie studia, że przychodzę sobie na godzinę 14 nie raz, więc te posiłki są stosunkowo późno. Do tego zaczęłam brać magnez, ponieważ od dawna towarzyszą mi niemiłosierne skurcze takie aż do płaczu czasami. Biorę go regularnie i jest lepiej.


Najgorszy wróg: OD JUTRA ZACZNĘ. Zazwyczaj to jutro nigdy nie następuje, w sensie nasza motywacja z każdym dniem maleje, a nam się coraz bardziej nie chce. Wiem, że bardzo zgeneralizowałam, ale tak zauważyłam w większości przypadków i to nie tylko jeśli chodzi o ćwiczenia. Dobre podejście i najważniejsze: To co masz zrobić jutro zrób dzisiaj.


Kocham arbuzy <3 Dają takie niesamowite uczucie orzeźwienia, no i przede wszystkim składają się w znacznej części z wody, a jak nie raz pisałam mam problem z regularnym piciem i niestety aplikacja Carbodroid mi nie pomaga.

A jak Wasze przygotowania do wakacji? Nie wiem jak Wy, ale u mnie nie skończą się ćwiczenia już przed wakacjami, zamierzam ćwiczyć dalej :)
Buziaki! ;*

sobota, 17 maja 2014

Rimmel Lasting Finish by Kate nr 16.

Witajcie Kochane! :)
Jestem chora i niestety nie mam zielonego pojęcia co ze sobą zrobić. Od czwartku jestem w domu, w ten dzień z nudów aż posprzątałam gruntownie cały pokój, łóżko podniosłam. Wczoraj siedziałam i też nie wiem co mam ze sobą zrobić, ale pierwszy raz w tym sezonie jadłam truskawki, tak się pocieszyć mogę :) Nie lubię być chora, bo wtedy nigdy nie mogę znaleźć sobie zajęcia. Cały czas oglądam jakieś seriale, już nadrobiłam Reign, Arrow'a i prawie skończyłam oglądać Star Crossed, może wezmę się w końcu za Supernatural?

Do rzeczy. Dzisiaj o pięknej szmince, którą zachwyciłam się od pierwszego maźnięcia. Mowa oczywiście o pomadce Rimmel.



Szminka posiada bardzo ładne, solidne opakowanie z zatrzaskiem na 'klik'. Lubię mieć pewność, że nie otworzy mi się w żaden sposób w torebce.
Ma bardzo ładny zapach, nie umiem go jasno określić, ale pachnie tak samo jak seria matowa. Do tego ten kolor! Jest po prostu przepiękny. Mam go od niedawna a zakochałam się w nim od razu i często gości na moich ustach. Ożywia moją buzię kiedy go używam i pięknie dopełnia mój nudny dzienny makijaż.


Niestety nie udało mi się uchwycić jej koloru, ale jest cudowny! Bardziej żywy niż na zdjęciu, taki kolalo róż bym powiedziała. Do tego szminka nie wysusza ust, nie wchodzi w załamania, nie podkreśla suchych skórek, ale staram się mieć zrobiony peeling i nałożony balsam przed każdą pomadką, więc może dlatego. Jedyne co mam jej do zarzucenia to trwałość. Dwie godziny bez jedzenia i picia, a ona znika z ust. Całe szczęście ściera się równomiernie. Przyjemna kremowa konsystencja ułatwia aplikację i rozprowadzanie po ustach, szkoda, że ich nie nawilża, ale przeżyję jakoś bez tego. Kosztuje ok. 20 zł, nie pamiętam dokładnej ceny, bo kupowałam ją w Rossmannowej promocji i nie mam paragonu.


Co o niej sądzicie? Miałyście ją? Jakie są Wasze ulubione pomadki? :)
Buziaki! ;*

piątek, 16 maja 2014

Odrobina luksusu?

Witajcie kochane! :)
Znowu dawno mnie tutaj nie było, ale dzisiaj przychodzę do Was z postem o maskarze, z którą mam relację hate/love. Zapraszam do czytania.


Ze strony douglas.pl:
Innowacyjna maskara nadające spektukularną objętość, rzęsa po rzęsie. Dołączona nano-szczoteczka wychwytuje i otula warstwą tuszu każdy pojedynczy włosek, nawet ten jamniejsze. Rewolucyjna formuła Lash-Multiplier-Serum zapewnia wielowymiarową objętość i maksymalne podkręcenie. Dzień po dniu twoje rzęsy będą bardziej gęste i zdrowsze.



Pierwsze co pomyślałam o tej masakrze to, że ma piękne opakowanie. Czasem i ja jestem sroką, a to opakowanie jest proste, ale 'tłoczone' napisy Dior dodają mu elegancji i przyciągają uwagę. Z resztą spodziewałam się tego, bo wszystkie tusze Dior'a mają piękne opakowania.





Następne co sobie pomyślałam to jak mam rozczesać rzęsy takim maleństwem, ale Pani w Douglasie zapewniała mnie o efekcie motylich rzęs. Czy się ich spodziewałam? Nie, ale miałam nadzieję, że może ta masakra zrobi porządek z moimi rzęsami. Pierwsze użycie i byłam w szoku. Takie piękne wydłużone, pogrubione, rozdzielone rzęsy, do tego zero osypywania, dobra konsystencja (wtedy mi się taka wydawała) i co najważniejsze: Moje rzęsy pomalowane rano tak samo wyglądały aż do zmycia. Pierwszy tusz, który pozwolił mi się cieszyć cały dzień pięknymi rzęsami, a moje są proste jak druty, a dał radę je podkręcić, SZOK! Faktycznie uzyskałam efekt motylich rzęs. Do tego ta głęboka czerń. Ale.. No właśnie, zawsze musi być jakieś ale. Nie mogłam go stosować z kremem do rzęs L'biotica, który jest taki przeciętny, ale chociaż nie powoduje, że moje rzęsy są w gorszym stanie. Skleja je wtedy niemiłosiernie i nie jestem w stanie ich rozczestać, chociaż ta szczoteczka dobrze sobie z tym radzi. Zauważyłam, że rzęsy stały się słabsze, przerzedziły się lekko, ale zawsze tak mam, jeśli nie używam olejku rycynowego czy innych specyfików. 
Zaczął odbijać na górnej powiece co mi się bardzo nie podoba. Ponadto kiedy teraz maluję nim rzęsy efekt WOW gdzieś zniknął, gdzie on się podział? :c Liczyłam na wielką miłość, a tutaj trochę klapa.
Nie jest to zły produkt, ale sam tusz jest zbyt 'lejący'. Posiadaczki długich podkręconych rzęs nie będą zadowolone, bo z pewnością odbije się na powiece.

(coś mi się przykleiło do rzęsy :c) 


Pierwsza warstwa.

 Druga warstwa.

A innym razem wygląda to tak:

Efekt końcowy.

Ciekawa jestem tylko dlaczego tak nagle się zmienił? Jak myślicie?
Jego pojemność to 10 ml, cena 149 zł. Spokojnie, nie oszalałam, miałam dwa bony do Douglasa o łącznej wartości 80 zł, dlatego się na niego skusiłam, bo zamarzył mi się tusz z górnej półki. Teraz pokornie wracam do drogeryjnych produktów, przynajmniej na razie. 

poniedziałek, 12 maja 2014

5 włosowych grzechów, które popełniam.

Witajcie kochane! :)

Niestety mam u siebie takie okresy, że po prostu raz nadmiernie dbam o włosy, innym razem zaś mi się nie chce. Jestem na etapie lenistwa, całe szczęście moje włosy w tym momencie nie są aż tak wymagające. Zapraszam :)



1. Śpię w rozpuszczonych włosach albo mocno związanych kokach.
Bardzo często siedzę do późna w nocy i kok to moja ulubiona fryzura jeśli chodzi o wygodę. Rozpuszczone włosy wynikają z faktu, że zazwyczaj po umyciu się po prostu ściągam gumkę z włosów i tak już zostaje albo przed samym pójściem spać, to zależy.

2. Rozczesuję włosy tylko po wysuszeniu włosów.
Nie wiem czy to do końca jest grzech włosowy. Myję włosy różnie, zazwyczaj co 2 dni, ale zdarza mi się codziennie albo co 3 dni. Pierwszego dnia je rozczesuję, a następnego dnia już mi się nie chce, więc po prostu je związuję gumką do włosów.

3. Nie zabezpieczam końcówek przed uszkodzeniami.
Szczerze mówiąc nigdy nie zwracałam na to jakiejś szczególnej uwagi, ale od kiedy suszę częściej włosy zaczęłam. Zaczynają się rozdwajać i są białe na końcach. Ten punkt na pewno postaram się poprawić.

4. Suszę włosy gorącym nawiewem bez użycia kosmetyków zabezpieczających przed temperaturą.
Niestety tak się składa, że mam suszarkę tylko i wyłącznie z gorącym nawiewem. Będę musiała zainwestować w coś lepszego. Nie mam obecnie kosmetyków zabezpieczających, wszystko mi się skończyło. Polecacie coś?

5. Nie odżywam porządnie włosów.
Nie olejuję włosów, ponieważ to im nie służy, a skóra głowy staje się podrażniona i zaczyna mnie swędzieć, więc nie widzę sensu. Jeśli chodzi o maski to mam teraz takie, które za bardzo mi nie służą, a nie chcę robić sobie wielkich zapasów z tego powodu, bo wiem, że jak pójdę po jakąś to na jednej pewnie się nie skończy. Mam nadzieję, że się zmotywuję do używania i tych gorszych.

Nie wiem czy to są takie typowe grzechy, ale pewnie tak. A jak Wy dbacie o włosy? :)

Buziaki! ;*

piątek, 2 maja 2014

YR Jarins du Monde, kawowy żel pod prysznic

Nie mam pojęcia, dlaczego jeszcze o nim nie napisałam, ponieważ to jeden z moich ulubionych produktów pod prysznic, mowa oczywiście o kawowym żelu pod prysznic.

Od producenta:

Żel pod prysznic Ziarna kawy z Brazylii to kosmetyk do mycia ciała o kremowej konsystencji, który jednocześnie pielęgnuje skórę puszystą pianą o zapachu świeżo zmielonej kawy, przywołując skojarzenia z aromatycznymi brazylijskimi plantacjami kawowców. Formuła wykorzystująca pobudzające właściwości zapachu kawy, wzbogacona została składnikami o działaniu nawilżającym i łagodzącym. Kosmetyk ma neutralny dla skóry odczyn pH.


Jestem zadowolona, bo w końcu zmienili opakowanie tych produktów i znacznie łatwiej je się otwiera co jest dla mnie ważne, bo chociaż sobie paznokci nie łamię. Żel dość dobrze się pieni i myje naszą skórę. Nie wysusza jej, ani nie podrażnia. Zapach ma po prostu obłędny! W sam raz, żeby wziąć poranny prysznic i się rozbudzić przy tym zapachu. Cudownie otula, ale też pobudza. Jak dla mnie cudowny! Jestem zachwycona tym żelem. Ma przyjemną kremową konsystencję, opakowanie nie wyślizguje się z rąk podczas kąpieli. Kosztuje 8,90 za 200 ml, ale za ten zapach jestem w stanie to wybaczyć, poza tym to i tak nie jest źle jak żele TBS kosztują 25 zł. ;o

Polecam go z całego serca. Miałyście go? Jakie są Wasze ulubione żele?
Buziaki! ;*

czwartek, 1 maja 2014

Denko marzec/kwiecień.

Witam Was bardzo serdecznie :)
Dzisiaj pierwszy dzień jak jestem z Zakopanym. Przygotowałam post wcześniej i dzisiaj go tylko dodałam. Początek nowego miesiąca, więc musi pojawić się i denko. Wiem, że nowości było trochę, ale sporo także zużyłam ostatnio, więc nic się nie marnuje.


Pierwszym produktem jest płyn do kąpieli z Luksji. Wracam do nich bardzo często, ale do tego zapachu na pewno nie wrócę, mam nadzieję, że te edycje znikną jak najszybciej i wrócą poprzednie, bo zapachy mi nie podchodzą, ten jeszcze był w miarę znośny. Kolejnym produktem jest peeling masaż myjący Eveline. Nie był zły, ale też nie był żadną rewelacją, a opakowanie doprowadzało mnie do szału, dlatego raczej do niego nie wrócę, mam jeszcze jeden peeling z Eveline do zużycia i chyba koniec przygody. Żeli pod prysznic poszło u mnie całkiem sporo ostatnimi czasy. Udało mi się zużyć olejek pod prysznic Eucerin. Bardzo fajny, ale za cenę regularną go na pewno nie kupię, sięgnę po oliwki dla dzieci albo po żel z Isany, który tutaj widzicie. Żel z mocznikiem jest naprawdę bardzo fajny i delikatny, przyjemnie pachnie. Średnio się pieni, ale mi to nie przeszkadza. Nie podrażnił mi skóry po zabiegu a wręcz ją łagodził. Jak nastanie taka potrzeba to na pewno go kupię znowu.


O produktach z TBS pisałam tutaj. Bardzo polubiłam się z tą wersją orzech brazylijski i być może wrócę do niej jak znów zrobi się chłodniej. Orzechowy żel dostałam jako gratis do zakupów kiedyś tam. Niestety spadł mi i zamknięcie się połamało, a to bardzo duży minus. Moja stopa prawie też na tym ucierpiała. Do kokosowej wersji nie wrócę, bo zapach mnie zupełnie nie przekonuje.


Odżywka Natura Siberica jest naprawdę fajna, ale nie wiem czy do niej wrócę, bo lubię testować nowości, poza tym obecnie mam 3 otwarte odżywki. Pisałam o niej tutaj. Szampon Nivea całkiem przypadł mi do gustu, ale chyba chciałabym wypróbować coś nowego. Recenzja. Polecacie coś? Do dezodorantów Garniera wracam regularnie, używam ich na zmianę z zieloną kulka Vichy.


Balsamy do stóp z Pat&Rub polubiłam, ale używałam ich zbyt nieregularnie, żeby się wypowiadać o nich czy na pewno warte są swojej ceny. Kupiłam kolejny tym razem z peelingiem z tej samej serii i jak tylko zużyję swoje zapasy na pewno po nie sięgnę. Chłodzący krem - żel Nivelazione często mi towarzyszył w zeszłym roku, ale dopiero niedawno w końcu go wykończyłam, jak będzie taka potrzeba to na pewno do niego wrócę. Peeling do stóp Propodia to dla mnie zupełnie nie to, jest za delikatny dla moich stóp. Mam jeszcze jedno opakowanie i zużyję, ale nie wrócę chyba, że mama znowu ich na kupuje, a potem ja zużywam, bo nie ma komu.


Bardzo polubiłam się z kremem Estee Lauder DayWear SPF 15. Bardzo fajnie orzeźwiał, ożywiał skórę i nawilżał. Używałam go codziennie rano. Nie wiem czy sama bym go kupiła, bo moja kochana mama nakupuje sobie kremów, otworzy je, a potem używa innych. Jest bardzo wydajny, ale chyba zbyt bardzo bolałoby mnie wydanie ponad 200 zł na krem. Zawiodłam się na serum nawilżającym do twarzy YR Hydra Vegetal, ponieważ jak dla mnie za słabo nawilża. Wolę kupić serum Dermedic, które jest chyba o połowę tańsze. Powrotów nie przewiduję.Krem Dermedic Linum Emolient kupiłam w bardzo korzystnej promocji, bo drugi był chyba za grosz w SP i ten drugi oddałam siostrze. Jak dla mnie za słabo, używałam go na noc, bo na dzień zostawiał skórę zbyt świecącą i zbyt wolno się wchłaniał. Zmywacz do paznokci Life polubiłam na tyle, że kupiłam duże opakowanie z pompką. Na razie nie zamierzam go zmieniać. Essence My Skin Refreshing Toner na pewno nie zagości ponownie w mojej łazience. Nie czułam odświeżenia i nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. W ogóle kosmetyki z tej serii są dość słabe. Tylko krem tonujący im się w miarę udał. Ostatnim zużyciem jest szminka Maybelline Color Whisper w odcieniu Pink Possibilities, na pewno do niej wrócę, z tej serii to moja ulubiona pomadka, chociaż miałam ich tylko trzy. Zapowiada się, że w Rossmannie na pewno ją wezmę.


Czas na wyrzutki, bo i tacy się trafili. Baza Dax Cashmere nakłada się po prostu strasznie i od kiedy mam kredkę Jumbo z NYX przestałam jej używać i tylko mi się walała, więc ląduje w koszu. Lakier Paese nr 17 długo było moim ulubieńcem, ale niestety zgęstniał. Eyeliner w żelu Essence zamienił się w kamień i już nic nie da się z nim zrobić niestety. Odżywki z Nail Tek II Intensive Therapy bardzo szkoda było mi wyrzucać, ponieważ dbała o moje paznokcie jak żadna inna byłam z niej bardzo zadowolona i polecam ją. Tylko miałam paznokcie hybrydowe i nie używałam jej i niestety zgęstniała, chlip chlip :c

To by było na tyle, a jak Wasze zużycia?
Buziaki! ;*