wtorek, 29 stycznia 2013

Nawet nieźle mi poszło, czyli pierwsze denko 2013.

Witajcie kochane! ;*
Przepraszam za częstotliwość dodawania wpisów, ale jestem w trakcie zużywania kilku produktów, które już zrecenzowałam i nie mam na razie o czym pisać. Jednak na początku lutego powinnam zużyć parę produktów i zacząć nowe. 

Dzisiaj pierwsze w historii bloga miesięczne denko. Chyba zaczęłam szybciej zużywać różne produkty, z czego bardzo się cieszę, ponieważ znowu łazienka jest zapełniona kosmetykami, a o półce w pawlaczu już nie wspomnę. Poza tym sprawia mi straszną radość otwieranie kolejnych produktów, kiedy poprzedni został zużyty :)

Ale do rzeczy.


Jak na mnie to całkiem niezły postęp.


1. Paloma footSPA cukrowy peeling do stóp - mój zdecydowany ulubieniec. Następne opakowanie czeka już w kolejce na użycie. (recenzja)
2. Farmona szarlotkowe masło do ciała - pierwsze mazidło, które zużyłam w takim tempie. Przepięknie pachnie, a codzienne używanie było przyjemnością. (recenzja)
3. Isana żel pod prysznic o zapachu melona i gruszki - na pewno kupię nie raz, ale zapach poczeka do wakacji. (recenzja)
4. Dezodorant Garnier Mineral UltraDry - mój obecny ulubieniec, ponieważ jest bardzo delikatny dla skóry pod pachami i chroni przed brzydkim zapachem. Kolejne opakowania już czekają.
5. Isana odżywka z olejkiem Babassu - bardzo żałuję, że została wycofana. Przy moim obecnym stanie włosów, była niezawodna jeśli chodzi o rozczesywanie. Gdzie ja znajdę drugą tak dobrą i tanią?


6. Podkład Rimmel Stay Matte 01 Ivory - nie polubiliśmy się, mimo jasnego odcienia nie przypasował mi. Nie kupię ponownie.
7. Dabur Vatika olejek kokosowy do włosów - dobry aczkolwiek nie jest idealny. Obecnie używam olejku z Green Pharmacy i chyba przy nim zostanę. 
8. Joanna antycellulitowy peeling do ciała gorzka pomarańcza - bardzo lubiłam. Na razie odstawiam na rzecz mocniejszych zdzieraków. Dla osób, które chcą tylko zapobiegać cellulitowi polecam.
9. Moraz Caftan krem do stóp z wyciągiem z rdestru ptasiego - baaardzo się zawiodłam, ponieważ bardzo dużo kosztuje, a nie pomógł moim stopom. Cieszę się, że nie wydałam na niego swoich pieniędzy. (recenzja)
10. Bourjois 123 Perfect - miałam kolor Vanilla, ale jakoś sam podkład nie trafił na listę moich ulubieńców. Czegoś mu brakowało i cieszę się, że się skończył.
11. Wibo puder z jedwabiem - ten produkt akurat wyrzucam. Bardzo podkreślał skórki, dlatego nie żałuję, że ponad połowa wylądowała w śmietniku.

Jestem bardzo zadowolona ze zużyć, ale wierzę, że w przyszłym miesiącu będzie lepiej. 
A jak Wam poszło?

Buziaki! ;*

niedziela, 27 stycznia 2013

Haul zakupowy - styczeń.

Witajcie kochane! ;*
Nareszcie czeka mnie 2 tygodnie odpoczynku. Ta długo na to czekałam. Ale i tak będę chodzić na korepetycje, bo muszę nadrobić zaległości. 

Chciałam Wam przedstawić zakupy z tego miesiąca.

Rossmann:

Nareszcie zdecydowałam się na kupno żelu OS. Zobaczymy jak się sprawdzi, bo na razie w kolejce trochę żeli stoi. Do tego kupiłam szampon Bobini, bo kończy mi się mój ulubiony Nivea, a do tego był w promocji.

Real:


Mój ulubiony dezodorant był w promocji, więc od razu chwyciłam 2. Do tego bardzo tani i ładnie pachnący rem do rąk.

SP:


Dopiero dzisiaj wyhaczyłam szampon w promocji. Zawsze lubię mieć chusteczki dla dzieci w domu, bo są ta samo skuteczne jak te do demakijażu, a przy tym delikatniejsze. Tusz zebrał dużo pozytywnych opinii, a peeling kupiłam na zapas :)

Używałyście czegoś?
Buziaki! ;*

czwartek, 24 stycznia 2013

Maybelline Affinitone - korektor o delikatnej formule nr 02 Natural.

Witajcie kochane! ;*
Znowu miałam zastój z postami, ale niestety brak czasu, nagle zwaliło się tyle rzeczy, żeby zrobić do szkoły. No cóż, maturalna klasa mówi sama za siebie, ale nie narzekam.  W końcu już jutro ferie!

Mam dla Was dzisiaj ocenę korektora z Maybelline, którego kupiłam w jakiejś promocji w SP. Czy dobrze się sprawdził? Zapraszam ;)


Opakowanie: Typowe opakowanie dla korektorów w płynie. Ma wygodny aplikator "gąbeczkę", któym bardzo wygodnie nakłada się produkt.


Kolor: Bardzo ładny. Dobrze stapia się ze skórą, jednak troszkę różowieje. Myślę, że to przez odcień. Nie zostawia nieestetycznych plam. Do tego posiada kilka odcieni do wyboru. 


Działanie: Potrzebowałam korektora, który zakryje moje siniaki pod oczami, bo niestety to jest moja największa zmora. Rano wyglądam jakbym była żoną Frankensteina. Ten korektor krycie ma raczej średnie, ponieważ dość dobrze zarywa siniaki, ale nie do końca. Dla mnie to dobrze, bo wygląda to w naturalnie. Zwłaszcza, że realia rannego wstawania są jakie są. Poza tym korektor jest w miarę lekki i nie czuć go pod oczami. Nie podrażnia ich również. Jest całkiem wydajny. Dobrze się rozprowadza. Jestem z niego zadowolona i myślę, że jeszcze go kupię.

Idę coś zjeść. Buziaki! ;*

wtorek, 22 stycznia 2013

Bourjois Healthy Balance nr 52 Vanille - puder w kamieniu. Czy jestem zadowolona?

Witajcie kochane! ;*
Już nie mogę doczekać się soboty. Nie dość, że mam ferie to jeszcze zostaję sama do czwartku. Nareszcie! Czujecie to? :D

Nie przepadam za wtorkami, bo mimo to, że mam w miarę krótko lekcje wracam zmęczona. A może to przez całokształt. Nie zmienia to faktu, że niedługo się wyśpię ;)

Dzisiaj o pudrze, który kupiłam jakiś czas temu i czas w końcu napisać jego recenzję. Czy mi się spodobał? Już piszę.


Sama nie wiem co o nim sądzić. Po otwarciu pudełeczka czuć przyjemną owocową woń. Jednak zapach to kwestia gustu, ale mi bardzo się podoba. Puder zaopatrzony jest w lusterko. Brak w nim gąbeczki czy pędzelka, ale nie przeszkadza mi to.




Wybrałam chyba najjaśniejszy odcień nr 52. Kolor pasuje do mojej karnacji, ale czasem ciemnieje mi podkład. I nie wiem czy to ten puder czy podkład, ale myślę, że za duża ilość podkładu ma na to wpływ. Matuje? Matuje, ale na pewno nie na długość, którą obiecał producent. Na mojej mieszanej cerze wytrzymuje 5-6 godzin, potem zaczynam świecić się jakbym w ogóle nic nie używała. Ma skłonność do podkreślania suchych skórek, jednak mam na to sposób. Wydajność myślę, że jest w porządku. A co do ceny to myślę, że jak ma puder jest bardzo wygórowana, bo 40 zł? Ja za niego zapłaciłam ok. 28 zł podczas jakiejś promocji w SP. 

No cóż. Ja mi się skończy to będę szukać dalej ulubionego pudru. Może tym razem sławny puder bambusowy z Biochemii Urody. Zobaczymy ;)

Buziaki! ;*

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Moraz Caftan - krem do stóp z wyciągiem z rdestru ptasiego.

Witajcie kochane! ;*
Dawno mnie nie było, ale zabieram się za blogowanie. W końcu stało się też częścią mojego życia. Ostatnio miałam dużo na głowie, a przede wszystkim studniówka. Na pewno wiecie o czym mówię :) Ale już niestety się skończyła. Było bardzo fajnie, ale o tym w innym poście.

Mam bardzo kochaną mamę, która jak tylko mam jakieś problemy ze stopami zaraz chce mi pomóc. Poza tym ma obsesję na punkcie kremów do rąk i stóp, dlatego za każdym razem jak ma okazje i pieniądze to kupuje kremy z różnego przedziału cenowego, a potem ja je zużywam. Jeśli dużo sprzątacie, myjecie naczynia to domyślacie się o co mi chodzi. Mam duże problemy ze stopami i pisałam już Wam o tym, kiedy pojawiła się recenzja peelingu do stóp Paloma. Dzisiejszego bohatera używałam razem z tym peelingiem, a mowa o kremie do stóp z wyciągiem z rdestru patsiego Moraz Caftan. Czy zachwycił mnie tak jak peeling? Zapraszam :)



Od producenta: Krem do stóp firmy Moraz zawiera 75% wyciągu z rdestu uprawianego na organicznych plantacjach w obszarze Galilei i doliny Jezreel. Krem przeznaczony jest do pielęgnacji i ochrony stóp, zwłaszcza podeszw. Aktywne składniki zawarte w Caftanie zapobiegają pękaniu pięt i przesuszeniu skóry. Stopy stają się przyjemne w dotyku, zmniejsza się ich potliwość.

Produkt jest przyjazny dla środowiska, ma biodegradowalne opakowanie. Nie był testowany na zwierzętach.


Skład: Polygonum Aviculare Water Extract, Cetearyl Alcohol, Sodium Cetearyl Sulfate, Sodium Lauryl Sulfate, Glycerin, Isopropyl Myristate, Propylene Glycol, Methylparaben, Fragrance, Propylparaben.

Działanie: Pominę opakowanie etc. i zajmę się działaniem. Moja mama powiedziała mi, że dla niej jest za tłusty. Kiedy zaczęłam go używać spodziewałam klejenia się, ale nic takiego nie miało miejsca, bo konsystencja jest stosunkowo lekka. Długo się wchłania, więc ja wchodziłam w skarpetkach. Miałam nadzieję, że ten krem pomoże mi z suchymi skórkami na stopach. Jednak nic takiego nie miało miejsca. Nie zauważyłam żadnych zmian, które dobrze wpłynęłyby na stopy no może poza krótkotrwałym nawilżeniem, które i ta mało dawały. Moje pięty jak były suche ta zostały suche. Dodam, że mam ogromne problemy ze stopami, bo zimą chodzę na obcasach. Mam stwardniałą skórę na piętach bardzo często. Myślę, że dla osób, które problemów ze stopami nie mają krem byłby całkiem przyjemny, ale ja zawiodłam się. Do tego ta powalająca cena w SP. 50 ml bez promocji kosztuje 61 zł! Można go dostać za ok 30 zł w promocji. Ciekawe, bo na internecie kosztuje ok. 30 zł bez promocji. No i ten dziwny skład. Poco SLS w kremie do stóp? Nie kupię tego produktu ponownie.

A teraz żegnam się, bo za godzinę mam korepetycje. Buziaki! ;*

środa, 16 stycznia 2013

Yves Rocher dwufazowy płyn do demakijażu z wyciągiem z bławatka.

Cześć kochane! ;*

Studniówka już niedługo, a ja mam jej dość, chociaż muszę się pochwalić i mam wszystko poza podwiązką i rajstopami. Chciałam włosy upięte, ale mam sukienkę bez ramion, więc zdecydowałam się na loki, mimo że loki mam na każdej jakiejś imprezie, a zwłaszcza na weselach. Ale co poradzę, źle się czuję z takimi gołymi ramionami. Pokażę Wam prawdopodobnie w niedzielę jak wyglądałam :)

Miałyśmy dzisiaj próbę poloneza na wf-ie i muszę przyznać, że poza tym, że nogi mi się myliły to nie było jeszcze aż tak źle. Zobaczymy jak wypadnie próba poloneza w piątek.

A tymczasem zapraszam Was na recenzję produktu, który kupiłam dość dawno, ale nigdy nie miałam weny, żeby zabrać się do napisania jego recenzji. Mowa o dwufazówce Yves Rocher. Polubiliśmy się? Zapraszam do przeczytania.



Od producenta:

Dwufazowy płyn do demakijażu oczy błyskawicznie usuwa makijaż, nawet wodoodporny. 

Składnik aktywny:
Woda z bławatka pochodzącego z ekologicznych upraw w la Gacilly we Francji o działaniu łagodzącym

Zalety produktu:
Skuteczna formuła do usuwania wodoodpornego makijażu.

Stosowanie
Przed użyciem wstrząsnąć.
Stosować rano i/lub wieczorem na oczy za pomocą płatka kosmetycznego.
Nie wymaga zmywania wodą.

Sekret urody
Aby ułatwić demakijaż pozostaw na chwilę na oczach nasączony płatek kosmetyczny.

Rezultaty:
Skuteczny demakijaż 94%.*
Szybko usuwa makijaż nawet wodoodporny 91%.*
 (*Test stosowania – przeprowadzony na 47 ochotniczkach, w ciągu 3 tygodni)

Eko-gest:
Wykorzystaj tylko jeden płatek kosmetyczny, jest to bardziej ekologiczne.

Zaangażowanie Kosmetyki Roślinnej:
Formuła testowana pod kontrolą okulistyczną.
Składniki pochodzenia roślinnego: woda z bławatka pochodzącego z ekologicznych upraw.
Nie zawiera składników pochodzenia zwierzęcego. 


Opakowanie: Wygodna plastikowa buteleczka. Otwór jest w sam raz do nalewania na płatek kosmetyczny. Jak dla mnie zdecydowanie na plus.
Zapach: Szczerze mówiąc przy użyciu nic nie czuję, a nigdy go nie wąchałam, więc nie mogę się niestety wypowiedzieć na ten temat.
Cena: 125 ml / 24 zł, ja go kupiłam za ok 17 zł i wydaje mi się, że to jest wystarczająco drogo. Cena bardzo na niekorzyść tego produktu.
Wydajność: Jest moim zdaniem bardzo wydajny jak na taką zawartość. Używam go od początku grudnia i myślę, że starczy mi jeszcze gdzieś do połowy lutego.

Skład:

Działanie: Myślę, że zacznę od tego, że płyn całkiem przyzwoicie zmywa makijaż co zresztą zaprezentuję na testach. Nie zostawia tłustej warstwy co jest dla mnie bardzo ważne, więc bardzo na to uważam, nie lubię uczucia lepkiej skóry wokół oczu. Porządnie wstrząśnięty nie rozwarstwia się szybko i można spokojnie dokonać demakijażu. Nie podrażnia oczu. Jest całkiem przyjemny, ale nie jest to mój ideał. Trochę mnie denerwuje, że muszę trochę mocno trzeć oczy, a przy okazji rzęsy mi wypadają.



Jest to raczej średniaczek za bardzo wysoką cenę, wiem, że wiele z Was go lubi, ale ja nie kupię ponownie. Chyba po prostu wolę micele :)

Buziaki! ;*

wtorek, 15 stycznia 2013

Garnier Essentials Hydration matujący krem z wyciągiem z łopianu.

Witajcie! ;*
Ciesze się, że już jestem w domu, dzisiaj mimo, że nie miałam dużo lekcji jakoś dzień mi się ciągnął, a poza tym znowu mam wątpliwości jakie studia wybrać. Fizjoterapia, iberystyka a może italianistyka? Nie ważne, jeszcze jest trochę czasu.

Dzisiaj o kremie, który gości już u mnie dość długo, więc czasy na jego recenzję. Czy polubiliśmy się? Zapraszam na recenzję.


Opis producenta: Niestety nie znalazłam, a opakowanie już wyrzuciłam ;/


Opakowanie: Krem zamknięty jest w wygodnym, plastikowym słoiczku, typowym dla kremów Garniera. Do tego umieszczony jest w kartoniku owiniętym folią. Mamy, więc pewność, że nikt przed Nami go nie otwierał.
Zapach: Bardzo przyjemny. Nie umiem za bardzo go opisać. Poza tym to kwestia gustu :)
Konsystencja: Tak jak producent napisał (z tego co pamiętam) produkt ma konsystencję kremu-żelu i dzięki temu dość szybko się wchłania i nie zostawia lepkiej warstwy ani nie roluje się co jest zupełnie na plus.
Wydajność: Jak dla mnie jest zabójczo wydajny. Używam go już chyba 1,5 miesiąca, a jego końca nie widać, obawiam się, że prędzej się przeterminuje niż go skończę, a w szafie czeka jeszcze zapas kremów.
Cena: Zapłaciłam na 50 ml 13,50, ale wiem, że można dostać go za ok. 12 zł.

Działanie: To co w kremie ważne, to to, że nie zapchał mnie, przynajmniej nie zauważyłam. Niestety nie zauważyłam matowienia. Po wchłonięciu skóra jest bardzo delikatnie zmatowiona, zostaje tylko "glow" na nosie. Niestety nos jest moją zmorę i liczyłam na to, że ten krem własnie nad tym zapanuje. Jednak nie zauważyłam, że skóra wolniej zaczynała się świecić. U mnie tradycyjnie 5-6 godzin po nałożeniu pudru potrzebna jest olejna warstwa. Nawilża raczej średnio, stosowałam go w razie gdybym przesadziła z pudrem i podkreśliłby mi suche skórki. Do tego nadawał się świetne. Dobrze nadaje się pod podkład, no nie roluje się, ani nie waży podkładu. 

Podsumowanie: 3+/6. Ten krem mnie nie zachwycił, ale też nie jest najgorszy. Postawiłam mu wysoką poprzeczkę, bo liczyłam na matowienie. Dalej będę szukać mojego idealnego kremu matującego.

Używałyście? Co sądzicie?
Buziaki! ;*

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Akcja chwyć jabłuszko - tydzień pierwszy.

Witajcie! ;*
Dzisiaj o akcji zorganizowanej przed Małoś Qę ( klik na baner po prawej stronie), która ma na celu prowadzenie zdrowszego trybu życia. Chciałam dzisiaj podzielić się z Wami wynikami pierwszego tygodnia. Otóż:
- zaczęłam jeść śniadania, nie są może jakieś obfite, ale zjadam coś przed wyjściem z domu,
- staram się nie jest przed snem, bo mam problem z tym, że nie pójdę spać na głody żołądek,
- niestety 2 razy wtargnął fast food
- nie piłam odpowiedniej ilości wody, ale mam nadzieję, że w tym tygodniu będzie już o litr dziennie, ponieważ liczyłam jakimś tam wskaźnikiem na lekcji z dietetykiem, że potrzebuję 1,2 l wody dziennie,
- ćwiczyłam po 30 minut dziennie na roweru stacjonarnym ( nie wiem jak to inaczej nazwać) przy obciążeniu 6/10, do tego 30 brzuszków i 20 przysiadów. odpuściłam sobie 2 dni niestety.
- starałam się jeść chociaż 1 owoc dziennie.

Niestety nie wyszło to dokładnie tak jak bym chciała, ale myślę, że w tym tygodniu będzie lepiej. Nie ma tych ćwiczeń jakiś drastycznych, ponieważ jakbym dostała zakwasy to by mi się odechciało ćwiczyć, a przecież nie o to w tym chodzi. Postaram się też podnieść ilość pitych płynów, nie tylko wody, bo samej wody piję bardzo mało ok. 0,5 l dziennie o ile w ogóle. Dorzucę także więcej owoców i warzyw. Do tego w tym tygodniu dorzucam sobie po 10 brzuszków i przysiadów, a także 20 grzbietów. Do końca stycznia będę jeździć tylko 0,5 godziny na rowerze, ale od lutego podwyższę sobie, jeszcze tylko nie wiem o ile.
Myślę, że sama idea tego pomysłu jest świetna i to, że można przystąpić do niego w każdej chwili. Dla mnie to bardzo dobra okazja, ponieważ sama z siebie szybko przestanę ćwiczyć, a tutaj mam nadzieję, że wytrwam do końca.

Buziaki! ;*

sobota, 12 stycznia 2013

Isana żel pod prysznic melon i gruszka.

Witajcie po raz drugi ;*
Niestety przez grudzień zaniedbałam bloga i w styczniu też średnio mi idzie dodawanie postów, więc w weekendy postaram się dodawać 2 wpisy dziennie. Nie wiem co mi z tego wyjdzie, ale spróbuję chociaż. Więc drugi wpis będzie o żelu pod prysznic Isana o zapachu melon i gruszka.


Moja opinia: Żel jest bardzo przyjemny w użyciu ta jak reszta żeli Isany, ale dzięki zawartym perełkom trochę lepiej nawilża. Skóra jest gładka, ale mimo wszystko wymaga nawilżenia. Ja i tak mam nawyk nawilżania skóry. Do tego ten przyjemny zapach. Szczerze mówiąc czuję o wiele bardziej gruszę niż melona. Zapach jest świeży i pobudza po całym, męczącym dniu. Wydaje mi się, że jest lepszy na lato, ale na zimę też jest przyjemny, jakaś odmiana dla waniliowych i cynamonowych zapachów. Kosztuje grosze. Jest średnio wydajny. Zazwyczaj używam gąbki do mycia, jednak ze względu na te perełki postanowiłam jej nie używać i tylko widzę jak zawartość z dnia na dzień jest coraz mniejsza. Myślę, że do końca miesiąca spokojnie się skończy. Jednak za tę cenę można wybaczyć mu niedoskonałość jeśli chodzi o wydajność. Myślę, że jeszcze do niego wrócę, bo bardzo spodobał mi się zapach, jednak na razie mam zapas żeli pod prysznic i tak szybko to ich nie zużyję.

Miałyście? Lubicie?

Peeling, który uratował moje stopy.

Witajcie kochane! ;*
Co za dzień, Szczecin zasypany znowu. Zaraz idę robić ciasto, a tymczasem szybo napiszę Wam recenzję kosmetyku, którego na pewno nie zabranie w mojej łazience! Mowa o cukrowym peelingu do stóp z olejkiem winogronowym i migdałowym Paloma footSPA


Od producenta:
Delikatne i gładkie stopy już po pierwszym zastosowaniu!
Cukrowy peelingu do stóp o orzeźwiającym zapachu. Dzięki zawartości kryształów cukru szybko i skutecznie usuwa suchy i zrogowaciały naskórek, niwelując wszystkie zgrubienia. Idealnie wygładza, zmiękcza, pobudza do odnowy. Olejki winogronowy i migdałowy, A i E zapewniają komfort podczas zabiegu - intensywnie nawilżają, odżywiają i natłuszczają naskórek. Zabieg zapewnia świeżość, odprężenie i uczucie "lekkich stóp".
Sposób użycia: Nałożyć peeling na suchą skórę stóp. Delikatnie masować okrężnymi ruchami przez 2 min., zwracając szczególną uwagę na zgrubienia i zrogowacenia. Następnie dokładnie spłukać wodą. 



Moja opinia: W plastikowym słoiczku dostajemy 125 ml produktu, który zasłonięty jest folią. Dla mnie jest to bardzo dobre rozwiązanie, ponieważ mam pewność, że nic się nie zmarnuje. Konsystencja jak widzicie jest dość zbita, kryształki cukru są w miarę duże i jest ich dużo. Zapach ma dość specyficzny, ale mi się podoba. Używam tego produktu już 2 tygodnie i jest prawie na wykończeniu. Starczy na 2-3 użycia. Zacznę od tego, że używałam go trochę inaczej, bo na mokro, bo nie przeczytałam. Ale muszę powiedzieć, że i tak sprawił się świetnie. Jest to na razie najlepszy peeling do stóp jaki miałam. Moje stopy to najbardziej zaniedbana część mojego ciała. Miałam zrogowaciałą skórę na piętach, a ten peeling poradził sobie z nią po 3 użyciach! Bardzo dobrze wygładza, jednak nie jest do końca idealnie. Zrogowaciała skóra zniknęła, ale niestety pięty nie są jeszcze gładkie, ale od tego przecież są kremy. Myślę, że jest mało wydajny, ale za cenę 7,99 zł można mu to wybaczyć. Dostępny jest w Naturze. Polecam wypróbować! :)

Co o nim myślicie? Buziaki! ;*

piątek, 11 stycznia 2013

Masła do ust Nivea.

Witajcie! ;* 
Bardzo dawno nie pisałam, ale niestety nie miałam zdjęć na bloga, bo cały czas wracam późno do domu i jest już niestety ciemno albo panuje półmrok. W oczekiwaniu na księdza mimo wszystko napisać Wam recenzję masełek Nivea, które były wykupowane w szalonym tempie podczas promocji w SP. 

Producent:
Zapewnia codzienną pielęgnację i ochronę przed pękaniem wrażliwej skóry ust. Jego natłuszczająca konsystencja zapewnia ochronę przed słońcem, mrozem i wiatrem.

Nawilżająca formuła z Hydra IQ zawierająca masło shea i olejek z migdałów zapewnia intensywne nawilżenie i długotrwałą pielęgnację.
Dostępne cztery wersje zapachowe (masła mają identyczny skład, różnią się tylko aromatem):
- malina,
- wanilia i makadamia,
- karmel,
- Original (wersja bezzapachowa). (źródło wizaz.pl)


Moja opinia: Posiadam wersje karmelową, którą nabyłam jako pierwszą i malinową, którą kupiłam trochę później. Moim zdaniem niewiele od siebie się różnią. Zacznę od opakowania. Metalowy słoiczek, który może otworzyć się w każdej chwili w torebce, więc bardzo uważam jeśli wrzucam je do torebki. Raczej leżą w kosmetyczce i czekają na użycie. Co do zapachów to są piękne! Wersja karmelowa mojej mamie pachnie  bardzo realnie, mi osobiście bardziej przypomina ciasteczka maślane. Wersja malinowa pachnie bardzo owocowo, producent jednak podkoloryzował z zapachem róży, której w ogóle tam nie czuję, ale to może lepiej, bo zapach malin jest piękny. Masełka kupiłam z myślą przede wszystkim używania na noc z racji tego, że trzeba nakładać je palcem, co nie jest za higieniczną aplikacją biorąc pod uwagę zarazki np. w tramwajach i autobusach. Jeśli mam już je ze sobą "zamaczam dziób" w opakowaniu. Lepsze to niż nic. I teraz najważniejsze, działanie. Muszę przyznać, że tu jestem zawiedziona. Ciężko dogodzić moim ustom i niestety masełkom się nie udało. Efekt nawilżenia był krótkotrwały, rano budziłam się z suchymi ustami. Słabo pielęgnowały i odżywiały usta.  Myślę, że poza zapachem, który jest cudowny i wydajnością nie ma w nich nic specjalnego, ale wiem, że zebrały też sporo pozytywnych opinii, więc nie odradzam, bo każda z nas powinna się sama przekonać o działaniu. Cena ok. 12 zł. 

Używałyście? Jakie macie zdanie? Buziaki! ;*

czwartek, 3 stycznia 2013

Wibo Growing Lashes Stimulator Maskara - mój ideał?

Witajcie! ;*
Jestem tak strasznie zmęczona tymi próbnymi maturami, że aż strach, a dopiero dzisiaj był polski, a jutro matematyka, wtedy zostanie tylko poniedziałek i wtorek. Jakoś dotrwam, do tego w przyszłym tygodniu mam egzamin praktyczny z prawa jazdy, na samą myśl robi mi się niedobrze. Chciałabym zdać, bo egzaminy znowu drożeją. Cieszę się tylko, że zdążyłam przed tymi śmiesznymi zmianami.
Mam dzisiaj dla Was recenzję maskary, którą dość polubiłam, jednak na początku bardziej mnie zadowalała. Mowa o osławionej maskarze WIbo Growing Lashes.

Opakowanie: Bardzo ciekawe i rzucające się w oczy. Jedynym jego mankamentem są ścierające się napisy, które nie wyglądają estetycznie.
Szczoteczka: Muszę przyznać, że nienawidzę szczoteczek silikonowych, ale z tą bardzo się polubiłam. Dobrze się nią maluje, ma dużo małych ząbków. Jestem jak najbardziej za! :)
Efekty: Bardzo dobrze pogrubia i lekko podkręca. Nie znalazłam jeszcze mascary, która dałaby radę sobie z  moimi rzęsami w takim stopniu, by je podkręcać, bo w ogóle nie są na to podatne. Efekt pogrubienia jest widoczny, ale na pewno ta maskara nie powoduje wzrostu rzęs, niestety też im dłużej ją stosowałam tym częściej zaczęłam zauważać, że kruszy się. Trochę mnie to denerwuje, jednak mimo to jest to dobra maskara.
Cena: ok. 10 zł/ 8 ml, czyli strzał w dziesiątkę. Za tę cenę dobrej mascarze można wybaczyć, że się osypuje troszkę. Chociaż wiem, że na użytkowniczki narzekały na większe kruszenie. Moim zdaniem trzeba ją przetestować osobiście.


Jak Wam się podoba? Używałyście? :)
Buziaki! ;*

środa, 2 stycznia 2013

Podsumowanie akcji oszczędzania na lakierach.

Witajcie! ;)
Pisałam Wam dawno temu (tutaj), że postanawiam oszczędzić na lakierach. Więc dzielnie trwałam w postanowieniu i chciałam podsumować jak mi poszło.


Oszczędzałam od września. Nie kupiłam ani jednego lakieru. Dostałam tylko jeden pod choinkę, o którym niedługo napiszę. Pozbyłam się 13 lakierów, bo były już stare albo beznadziejnej jakości. To jeszcze nie koniec wyrzucania, podejrzewam, że jeszcze z 5 wyrzucę. Stwierdziłam ostatnio, że wolę wydać więcej pieniędzy na lakier i żeby był lepszy niż się denerwować, że odpryskuje po jednym dniu. Niestety nie udało mi się kupić rozcieńczacza, bo zawsze były ważniejsze wydatki. Nie udało mi się również wrzucać po 50 gr za każdą chęć kupienia lakieru, ale muszę Wam się przyznać, że im dłużej nie kupowałam tym bardziej do tego przywykłam. Wychodzi na to, że mogę żyć bez lakierów. Dzięki odwykowi miałam pieniądze na inne wydatki, które były istotniejsze, chociaż nie zawsze. Jestem z siebie dumna, bo teraz wiem, że jakiego odwyku bym nie podjęła dam radę. A jeśli chodzi o lakiery to postanowiłam kupować je tylko wtedy, gdy mam pieniądze i naprawdę mi się podoba albo kiedy jest jakaś okazja i bardzo potrzebuję takiego koloru. Myślę, że pewnie za jakiś czas, może nie koniecznie w tym roku przyda mi się taka akcja. 

Trzymajcie się i buziaki! ;*

wtorek, 1 stycznia 2013

Zapach aż chce się zjeść!

Witajcie! ;*
Jako po Sylwestrze? Zmęczone? Ja jakoś żyję, ale tylko dlatego, że mój Sylwester był raczej spokojny.
Mam dla Was dzisiaj recenzję kosmetyków które podbiły mój nos. W życiu nie wąchałam czegoś co oddawałoby w takim stopniu prawdziwy zapach, a mowa o zestawie Farmona Szarlotka z bitą śmietaną i cynamonem.

Na pierwszy ogień idzie peeling.

Opis producenta: Wyjątkowy kosmetyk o gęstej konsystencji i kuszącym zapachu słodkiej szarlotki z bitą śmietaną i zmysłowym cynamonem został stworzony do codziennej pielęgnacji i mycia ciała, dla osób, które dbają o zdrowy wygląd skóry i lubią pozwalać sobie na chwile przyjemności. Specjalnie opracowana, bogata receptura doskonale myje i odświeża skórę, nie powodując jej wysuszenia. Drobinki peelingujące usuwają zanieczyszczenia i martwe komórki naskórka, a delikatna piana o zniewalająco słodkim zapachu rajskiego deseru dodaje energii, uwodzi i inspiruje, wyraźnie poprawiając nastrój. 
Regularne stosowanie szarlotkowego peelingu do mycia ciała doskonale odżywia skórę i poprawia jej sprężystość oraz pozostawia długotrwały, uwodzicielsko słodki zapach i aksamitnie gładką skórę. 

Moja opinia: Peeling jest umieszczony w ładnym opakowaniu jak na serię Sweet Secret przystało. Myślałam, że będzie miał konsystencję jak peelingi z serii Tutti Frutti, a tutaj zaskoczenie, bo bardzo ciężko wycisnąć z opakowania. Sam peeling to porządny zdzierak, który dobrze wygładza skórę. Ma mnóstwo ostrych drobinek, a zapachem szarlotki bije po nozdrzach i otula zmysły. Jest w sam raz na tę porę roku. 



Masło do ciała.

Od producenta: Słodka uczta dla ciała i zmysłów! Wyjątkowy kosmetyk do pielęgnacji ciała o przyjemnej, aksamitnej konsystencji i apetycznym zapachu został stworzony z myślą o tym, by rozpieszczać ciało i zmysły. Powstał na bazie ekstraktu z jabłka, olejku cynamonowego i protein mlecznych, dzięki czemu skutecznie pielęgnuje skórę, a do tego obłędnie pachnie, na długo pozostawiając kuszący zapach rajskiego deseru. Regularne stosowanie szarlotkowego masła do ciała daje uczucie wypielęgnowanej, jedwabiście gładkiej i pachnącej skóry. Bogata receptura zapewnia intensywne i długotrwałe nawilżenie, łagodzi nieprzyjemne uczucie szorstkości oraz doskonale odżywia i regeneruje skórę, a niepowtarzalny wyjątkowo aromatyczny zapach pobudza zmysły oraz zapewnia uczucie niezmąconej błogości i szczęścia, wprowadzając w doskonały nastrój.

Moja opinia: Produkt ma czysto maślaną konsystencję, ale całe szczęście nie ma to wpływu na smarowanie i wchłanianie. Masło zostawia po sobie lepką warstwę, ale ona szybko znika. Co do nawilżania jest raczej średnie, więc osób z wysuszoną skórą nie zadowoli. Mi przy codziennym użytku wystarcza. No i ten piękny zapach! Parę osób powiedziały, że pachnie jak piernik, to przez mocną nutę cynamonu, który osobiście bardzo lubię, ale w odpowiednim połączeniu. Myślę, że jest to idealnie zapachowo produkt na tę porę roku i myślę, że jeszcze wrócę do tego zestawu.

Co myślicie? Używałyście? ;)