piątek, 20 września 2013

Essence, Nail Art Express Dry Drops

Jejku, smarcze i smarcze, więc na poprawę humoru piszę dla Was pozytywną recenzję. W sumie to całkiem dobry sposób, a potem lecę czytać książki. Jutro chyba napiszę post o książkach i filmach. 


Ostatnimi czasy zaczęłam robić paznokcie mojej młodszej siostrze. Często jest tak, że robię to dopiero wieczorem, a ona nie może położyć się spać, bo czeka, aż wyschną i często i tak budzi się z paznokciami odbitymi od poduszki. Musiałam coś z tym zrobić, a że z siostrą składamy się na wszystko z czego obie korzystamy postanowiłam zakupić ten preparat. 



Produkt zaopatrzony jest w bardzo wygodną pipetkę. Fakt, rozlewa się po skórkach, ale nie wysusza ich, więc spokojnie można go lać. Wystarczy kropla lub dwie, aby pokryć cały paznokieć. Może nie przyspiesza wysychania lakieru w minutę jak to sugeruje producent, ale na pewno znacznie szybciej możemy zacząć robić coś innego. Zazwyczaj czekam na wyschnięcie paznokci godzinę. Przy tym preparacie wystarczy 10 minut i gotowe! :) Może nie jest to tak jak w przypadku Seche Vite, ale produkt kosztuje 8,90 i jest dostępny m.in. w Douglasie, a do tego nie zmienia swojej konsystencji i jest wydajny. Nie zauważyłam, żeby wpływał na błysk lakieru czy zmianę barwy. 

Jak dla mnie to produkt godny polecenia i z czystym sumieniem zachęcam do kupna :)

Buziaki! :*

Perfecta NOproblem 3w1 żel myjący, peeling i maseczka

Witajcie Piękne! ;)
Dzisiaj miał być inny post, ale z racji słabych zdjęć mimo dobrego światła postanowiłam go nie dodawać, ale za to piszę inny. Obiecałam sobie, że chociaż jedna notka dziennie będzie się pojawiać na blogu. Moje postanowienie jak na razie wychodzi i dzielnie testuję i wykańczam wszystkie kosmetyki :)


Od producenta:

Produkt polecany dla:
Osób z cerą trądzikową skłonną do zaskórników i wyprysków. 

Jak działa?
3 funkcje w jednym preparacie. Użyte jako:
  • żel - dokładnie oczyszcza skórę
  • peeling - redukuje przebarwienia i niedoskonałości cery
  • maseczka - długotrwale matuje i redukuje wypryski.
Jak stosować?

Jako żel i peeling: Nanieść na zwilżone dłonie, delikatnie masować twarz wykonując okrężne ruchy, następnie spłukać wodą. Stosować codziennie.
Jako maseczka: Nałożyć na oczyszczoną skórę twarzy i zostawić na 5 minut, następnie spłukać letnią wodą. Stosować 2-3 razy dziennie.


Produkt znajduje się w wygodnej tubie, z którego możemy go spokojnie wycisnąć, bo jest miękka. Cieszę się, że zmienili design tej serii EKO ze względu na to, że tamta była typowo dla nastolatek. Ta jest zdecydowanie bardziej stonowana. Moje opakowanie powoli się kończy i pewnie go rozetnę, bo mam coraz większe problemy, żeby go wydobyć. 

Miałam bardzo duże problemy z regularnością w używaniu tego produktu, kiedyś używałam go bardziej jako maseczka, a teraz zdecydowanie bardziej jako żel do oczyszczania po demakijażu. Więc nie wypowiem się na temat wydajności. Zapach ma bardzo przyjemny. Nie umiem powiedzieć jak pachnie, ale cała seria ma taki zapach. 

Jeśli chodzi o działanie to skusiłam się na niego, ponieważ borykam się z problemem zaskórników. Zwłaszcza na nosie. Nie chcą się ode mnie odczepić. Ten produkt sprawił, że stały się mniej widoczne. Stosowałam go także przed okresem, aby zapobiec pryszczom i skutkował. Od kiedy stosuję go regularnie nie pojawił się u mnie ani jeden. Przy stosowaniu dwa razy dziennie skóra jest fantastycznie oczyszczona i gładka, zwłaszcza przy nosie. Przy jednym też bardzo dobrze oczyszcza, ale zdecydowanie lepiej działa dwa razy dziennie.  

Użyty jako maseczka sprawiał, że skóra była matowa, ale był to raczej efekt krótkotrwały, dlatego przestałam tracić go na te zabiegi. Jednym dużym minusem jest to, że ciężko się go zmywa. Potrafi po sobie zostawić granulki, które są odpowiedzialne za peeling i ciężko jest ich się pozbyć. Przy złym zmyciu potrafi ściągać skórę, ale po użyciu kremu uczucie to zaraz znika. 

Kosztuje ok. 13-15 zł i myślę, że to nie jest duża cena. Polecam :)

A teraz idę sobie zrobić paznokcie :) Buziaki! :*

czwartek, 19 września 2013

Jesienno - zimowa wishlista

Zauważyłam, że ostatnio te posty stały się bardzo popularne, więc stwierdziłam, że czemu mam też czegoś nie dodać? Podzieliłam je na trzy części.

A. Gadżety, czyli rzecz, którą zostawię sobie na sam koniec, jeśli chodzi o moje zachcianki.



1. Na początek Kindle Paperwhite, marzy mi się od dłuższego czasu czytnik e-booków. Miałabym co robić w czasie przejazdu na uczelnię czy w czasie zajęć.
2. IPod nano 16 GB - chciałam coś innego, ale nie wiem czy tego już nie wycofali. Podoba mi się, poszukam do niego czegoś, żeby przyczepić na ramię i siu, będę biegać i ćwiczyć. Z muzyką zawsze lepiej :)


3. IPad, z wiadomych powodów zawsze łatwiej go gdziekolwiek przenieść niż np. laptopa, który zresztą u mnie ma słabą baterię. Zastanawiałam się też nad Samsungiem Galaxy Tab 2, ale po tym jak wzięłam sobie telefon, który po dwóch miesiącach wylądował w naprawie poważnie się zastanawiam.

B. Ubrania i dodatki.

1. Swetry, czyli mój absolutny must have jeśli chodzi o jesień. Marzy mi się sweterek w stylu militarnym, niestety nigdzie nie mogłam znaleźć takiego zdjęcia. Znalazłam inne, w które również chętnie się zaopatrzę :)

 Te akurat są z H&M.

2. Płaszcz. Podbiły moje serce te z górą ramoneski. Zdecydowanie mają coś w sobie. Ten akurat jest z Reserved. Mam nadzieję, że uda mi się namówić moją mamę na niego, o jejku jaka będę szczęśliwa :D


3. Czarna torebka typu shopper. Moja torebka z Orsey dokonała żywota i nadawała się jedynie na śmietnik. Cała poobdrapywana, ale znalazłam dla niej zastępcę. Niekoniecznie musi to być akurat ta, ale może być podobna. 


C. Kosmetyki i akcesoria

1. Podkład, na pewno chciałabym, żeby był to jakiś lepszy podkład nawet jakbym miała dużo w niego zainwestować. Od jakiegoś czasu ciekawi mnie Estee Lauder Double Wear, jednak nie jest to sprawa konieczna i jest to typowe 'chciejostwo'.


2. Róż. Ostatnio pokazywałam Wam produkty theBalm i mam ochotę na więcej w tym sezonie będę polować na róż w nazwie Hot Mama.


3. Kolekcja Sleek Vintage Romance, na początku w ogóle do mnie nie przemawiała, ale im więcej swatchy zobaczyłam tym bardziej chcę, żeby była moja. Oczywiście i róż i paletka :)


4. Coś dla paznokci też musi być. Moją uwagę przykuła neonowa kolekcja Ciate, nie wiem jak Wy, ale ja po prostu uwielbiam te lakiery i chcę ich więcej. 


5. Tangle Teezer, tylko się o nim nasłuchałam, że przydałby mi się taki do torebki. Poczekam na promocję na niego i wtedy sobie zamówię :)


6. Pędzle Real Techniques. Pędzle to rzecz, której mam bardzo mało, dlatego stają się moim priorytetem na tej liście. Dopiero potem możemy mówić o czymś innym.


A Wy co macie w planach?

Buziaki! :*

O Batiste słów kilka

Witajcie! :)
Od rana miałam trochę załatwiania z mamą, ale już jest po wszystkim i mogę spokojnie usiąść do pisania i czytania. Znacie jakieś fajne piosenki, przy których dobrze się czyta?


O tych suchych szamponach słyszałam naprawdę wiele. Obiecałam sobie, że przy większych zakupach w sklepie internetowym na pewno wrzucę go do koszyka, bo samego nie opłacałoby mi się go zamawiać. 

Niestety mam małe doświadczenie z suchym szamponem, zawsze uważałam go za zbędny gadżet i unikałam tych drogeryjnych jak ognia. Jedyny, który wcześniej wygrałam w rozdaniu to Rene Furterer, który spisał się bardzo dobrze, ale cenowo za coś co uważałam za niepotrzebne był za drogi.

Do Batiste podchodziłam lekko sceptycznie. Przy pierwszym użyciu oczywiście napsikałam go za blisko włosów i możecie sobie wyobrazić jaki koszmar miałam z wyczesywaniem zwłaszcza, że mam ciemne włosy. 15 minut stałam przed lustrem, ale włosy były odświeżone, a objętość zwiększona. Pomyślałam, że to dobry początek, więc spróbowałam jeszcze raz, tym razem uważniej i bingo! Nie było żadnego problemu z wyczesywaniem. Sprawdza się fantastycznie w nagłych sytuacjach, ale oczywiście nie zastąpi nam normalnego mycia. U mnie trzyma włosy w ryzach cały dzień, ale zawsze na wszelki wypadek mam związane włosy. 

Do tego ten zapach! Cudo, wiśnia, wiśnia, wiśnia! Uwielbiam, ale chętnie wypróbuję też wersję dla brunetek czy tropikalną jak tylko będę miała okazję. Kosztuje ok. 16 zł  Polecam go Wam serdecznie.

A Wy miałyście jakieś doświadczenia z suchymi szamponami? Jakie się u Was sprawdziły, a które to buble?

Zapraszam na mojego facebook'a. Wtyczka po prawej stronie :)

Buziaki! :* 

środa, 18 września 2013

Pomadka Rimmel by Kate Moss nr 101

Witajcie!
Ale dzisiaj leje, nienawidzę takiej pogody. Właśnie zastanawiam się czy nie dodać jakiegoś cyklu "Przeczytane, obejrzane" na bloga. Myślę, że przydałoby się coś takiego ze strony kulturalnej, niestety nie potrafię tak opisywać książek czy filmów jakbym chciała, ale z nadmiaru czasu ostatnio naprawdę dużo obejrzałam i chciałabym się podzielić z Wami ciekawymi moim zdaniem tytułami. A Wy co sądzicie? :)


Dzisiaj mam dla Was matową pomadkę by Kate Moss. Mam nadzieję, że Wam się spodoba :)


Bardzo podoba mi się opakowanie tej pomadki. Jest proste, ale przez czerwony kolor przyciąga wzrok, dzięki czemu jest mi ją łatwiej wypatrzyć w torebce. Zamknięcie jest na charakterystyczny 'klik', przez co jestem pewna, że nie otworzy się sama.



Zapach jest dość specyficzny, ale przyjemny dla nosa, nie wiem za bardzo jak go opisać. Dla mnie pachnie podobnie jak krem Garnier z wyciągiem z łopianu. 


Dzięki kremowej konsystencji łatwo rozprowadza się pomadkę na ustach, które pokrywa równomiernie. Nie trzeba nie wiadomo jak bardzo machać ręką jak w przypadku pomadki YR.


Na ustach utrzymuje się gdzieś koło godziny. Przy piciu i jedzeniu znika bardzo szybko. Nie pozostawia po sobie ramek. Przy dobrze wypielęgnowanych ustach nie podkreśla skórek. Nie wysusza, ale też nie zauważyłam, żeby nawilżała. Nie wchodzi w załamania na ustach. Bardzo lubię używać jej do błyszczącego makijażu oka, bo matowe usta wprowadzają równowagę w makijażu. Lubię ją też przy minimalistycznym makijażu dziennym.


A Wam jak się podoba? Miałyście?

Buziaki! :*

wtorek, 17 września 2013

Perfecta Shower, żel pod prysznic peelingujący

Witajcie! 
Ale zimno jest już. Nie wiem jak mam się ubierać już. Powoli muszę zacząć kompletować moją jesienno-zimową garderobę. W sumie cieszę się, że jesień już tak blisko, bo moi znajomi wracają do miasta i w końcu będę mogła poświęcić im więcej czasu. Trochę boję się studiów, które tak szybko się zbliżają, ale myślę, że dam sobie radę. Przynajmniej mam taką nadzieję. Muszę nadrobić też książkowe zaległości, których mam naprawdę wiele. 

Dzisiaj o produkcie zapowiadającym już chłodniejsze dni i zmianę upodobań zapachowych. W mojej łazience jeszcze roi się od owocowych zapachów żeli pod prysznic, ale powoli zaczynam wszystko zmieniać. 



Producent:

ŻEL POD PRYSZNIC PEELINGUJĄCY o pomarańczowo - kawowym zapachu, który pobudza. Polecany do codziennej pielęgnacji i mycia ciała dla osób, które pragną mieć jędrne i gładkie ciało oraz lubią kuszące zapachy.

Jak działa?
Drobiny ziaren kawy +  Caffeine-SLIM complex
  • Idealnie usuwa obumarłe komórki naskórka.
  • Wspomaga walkę ze "skórką pomarańczową"
  • Wygładza, ujędrnia i uelastycznia skórę.
  • Poprawia ukrwienie skóry.
  • Zwiększa skuteczność preparatów antycellulitowych oraz modelująco-wyszczuplających. 
Jak stosować?
Żel peelingujący rozprowadzić na zwilżonej skórze ciała, a następnie okrężnymi ruchami wykonać delikatny masaż. Dokładnie spłukać wodą. 




Produkt dostajemy w zgrabnej tubie, która nie wyślizguje się z rąk podczas kąpieli. Zamknięcie na "klik" czyli moje ulubione. Szata graficzna prosta i schludna, mi się podoba. Opakowanie jak najbardziej na plus. Zapach jak dla mnie jest odrobinę chemiczny. Najpierw czujemy przyjemny zapach delicji pomarańczowych, a za chwilę sama chemia. Prawie nie czuję zapachu kawy.

Co do zaleceń producenta o używaniu peelingu to mam dość duże zastrzeżenia. Kupując ten produkt myślałam sobie, że będzie bardzo delikatny i nada się do codziennych kąpieli z delikatnym masażem. Wzięłam go ze sobą na wyjazd. Jakie było moje zdziwienie podczas pierwszego użycia.. Ten żel to całkiem dobry zdzierak! I na pewno nie do codziennego stosowania (chyba, że lubicie takie mocne zdzieranie codziennie). 

Skóra po zastosowaniu faktycznie jest gładka, a martwy naskórek usunięty. Oczywiście pomijam biadolenie producenta o zmniejszaniu cellulitu, może z ćwiczeniami faktycznie coś by ta pomógł. Skóra rzeczywiście jest jędrniejsza po jego użyciu. Jeśli będziemy bardzo delikatnie masować faktycznie można go używać jako żelu peelingującego, bo lekko się pieni. Ja osobiście będę go używać jako normalnego peelingu, bo świetnie się sprawdza w tej dziedzinie, znacznie lepiej niż do tego, do czego poleca nam go producent.  

Zetknęłyście się już z nim? Co sądzicie?

Zapraszam także na facebook'owe rozdanie - KLIK!!

Buziaki! :*

niedziela, 15 września 2013

YR Couleurs Nature, Arbuz

Od producenta:


Połyskująca pomadka do ust to kosmetyk do makijażu o konsystencji komfortowego balsamu i wyjątkowo lśniących, półprzezroczystych odcieniach, który zapewnia ustom wspaniały połysk i trwałe nawilżenie, dzięki obecności w składzie produktu pielęgnujących usta olejków roślinnych. Apetyczne, błyszczące kolory pomadki długo utrzymują się na ustach, zapewniając im komfort i kuszący wygląd. Pomadki nie zawierają koszenili - czerwonego pigmentu pochodzenia zwierzęcego.
Kosmetyk był testowany pod kontrolą dermatologiczną.

Działanie: 
 podkreśla usta kolorem i wyjątkowym połyskiem · nawilża i odżywia skórę ust.

Składniki: 
· olej arganowy bio, olej sezamowy bio, olej z limnanthesa - właściwości odżywcze i nawilżające 
· wosk candelilla, witamina E


Opakowanie tej pomadki jakoś mnie nie przekonuje. Takie zwykłe, plastikowe. 


Pomadka jest napakowana drobinkami brokatu. Zamawiałam ją chyba z katalogu, więc nie miałam pojęcia, że będzie się tak błyszczeć. Kolor natomiast podoba mi się. Konsystencja przyjemna, nie utrudnia aplikacji. Pomadka na ustach robi dość duże ramki i po prostu ciężko ją rozłożyć równomiernie, trzeba trochę się namachać, żeby wyglądała jakoś na ustach. 

Nałożyłam ją na wypeelingowane usta, więc nie wiem za bardzo czy podkreśla suche skórki, ale podejrzewam, że tak. Sam kolor wygląda ładnie na ustach, ale wpada bardziej w róż. Intensywność utrzymuje się około godzinę, a później pomadka już coraz bardziej blaknie. Jeśli chodzi o drobinki to wiadomo, że jak się bardzo przyjrzymy to będą widoczne, ale tak z normalnej odległości na początku nie rzucają się w oczy. Dopiero później. Pomadka schodzi równomiernie, ale niestety drobinki zostają na ustach co daje brzydki, dyskotekowy wygląd. Wytrzymuje na ustach ok. 2 godziny bez jedzenia i picia.

Niestety nie udało mi się ująć koloru pomadki.



Te paskudne drobinki ;/


Na tym zdjęciu najbardziej przypomina kolor na ustach. Niestety nie spodobała mi się na tyle, żeby kupić kolejne. Będę jej pewnie od czasu do czasu używać. Kosztuje ona 24 zł, ja kupiłam ją za 20 zł, ale nie jestem zadowolona z tej inwestycji. 

A jak Wam się podoba? Buziaki! :*

theBalm Mary - Lou Manizer

Witajcie kochane!
Ale okropna pogoda gości już od jakiegoś czasu za oknami. Nie mogę się przyzwyczaić, że już bliżej niż dalej do jesieni, a potem zimy. Trzeba powoli zacząć zaopatrywać się w grube swetry i cieplejsze buty. No i powoli pora pożegnać się z letnią opalenizną. Moja opalenizna już praktycznie zniknęła.

Dzisiaj o produkcie, który od jakiegoś czasu stał się popularny w blogosferze. Mowa o roświetlaczu theBalm.


Dla mnie theBalm są mistrzem pięknych opakowań! Kocham ich grafikę, tak samo jak przy Bahama Mama urzekły mnie ich opakowania. Są bardzo dziewczęce, ale mają coś w sobie. Dodatkowo rozświetlacz zapakowany był w kartonik.


INCI: Mica, Isoeicosane, Polyethylene, Boron Nitride, Polyisobutene, PTFE, Silica, Synthetic Wax, Dimethicone, Titanium Dioxide (CI 77891), Iron Oxides (CI 77491)


Niestety mój egzemplarz uszkodził się trochę podczas mojego wyjazdu ;/ Produkt jest niezwykle wydajny. Wystarczy niewielka ilość na pędzlu, żeby pokryć miejsca, które chcemy rozświetlić. Osobiście używam go tylko na kości policzkowe i czasami naniosę go na nos. Niestety moja cera świeci się mocno w strefie T i muszę uważać, aby nie wyglądać śmiesznie. Produkt nie zapchał mnie ani nie uczulił, ale nie mam z tym jakiś problemów przy kosmetykach. Co do trwałości to jest jego jedyna wada, w ciągu dnia wymaga poprawek, ale jestem osobą, która dotyka swojej twarzy, więc przyspieszone znikanie pewnie jest i tym spowodowane. Wytrzyma gdzieś 5-6 godzin, ale mimo wszystko jestem z niego zadowolona.


Rozświetlacz jest bardzo drobno zmielony, ma świetną fakturę i nie pyli podczas aplikacji. Uzyskujemy dzięki niemu piękny efekt tafli. Kolor ma złotawy i na lato jest fantastyczny. Dodaje buźce zdrowego wyglądu. Obawiam się, że na zimę się u mnie niestety nie sprawdzi. 


Na koniec mam dla Was zdjęcia jak prezentuje się na buzi. Dla mnie wygląda bardzo subtelnie, a efekt jaki chcemy uzyskać możemy spokojnie stopniować.


Myślę, że cena też jest przystępna, bo ok. 60 zł za 8,5g to nie jest dużo, a produkt jest naprawdę wydajny. Swój zakupiłam na cocolita.pl i zapraszam Was do tego sklepu jeśli jesteście zainteresowane kosmetykami theBalm. 

sobota, 14 września 2013

Timotei with Jericho Rose, wymarzona objętość.

Witajcie ponownie.
Tak jak postanowiłam, staram się nadrobić moje blogowe zaległości, a jest ich sporo. Mam nadzieję, że wrzesień będzie obfitował w dużą ilość recenzji.

Dzisiaj o szamponie, który mimo SLS (rezygnuję z tego rodzaju szamponów) zaskoczył mnie.


Od producenta:

100% piękna. 0 parabenów.

Szampon Timotei Wymarzona objętość, wzbogacony naturalnym ekstraktem z różowych grejpfrutów, pozwala na uzyskanie zachwycającej objętości i witalnego wyglądu Twoich włosów, zapewniając im naturalnie zdrowy wygląd.

NOWA przyjazna środowisku butelka! To opakowanie może być w pełni recyklingowane i wykonane z 6% mniej plastiku.


Moja opinia:

Szampon dostajemy w butelce wykonanej z bardzo miękkiego plastiku, dzięki czemu łatwiej wycisnąć produkt na rękę. Konsystencja jest żelowa. Pieni się raczej średnio, czasem muszę go dołożyć, ale generalnie nie narzekam. Pachnie ładnie, ale nie powiedziałabym, że grejpfrutem. 

Jeśli chodzi o działanie to jestem zadowolona. Po pierwszym użyciu byłam w szoku. Włosy naprawdę zyskały na objętości. Jednak ten efekt utrzymuje się tylko pierwszego dnia, drugiego już włosy są bardziej oklapnięte. Nie wpływa w żaden sposób na ich przetłuszczanie. Generalnie co dwa dni myję włosy i przy tym szamponie też. Nie nawilża włosów i nie powoduje ich łatwiejszego rozczesywania, ale moje włosy ostatnio dość łatwo rozczesać, więc nie narzekam. Czasem zaczyna mnie po nim swędzieć skóra głowy, ale jestem do tego przyzwyczajona. Wtedy go odkładam i przerzucam się na coś bez SLS. Nie jest to dla mnie nic nowego, ponieważ takie szampony generalnie mnie podrażniają. Jeśli nie macie takich problemów powinien się spisać.

Jak dla mnie fajny szampon, który dodaje włosom objętości. Moje jakoś ostatnio są oklapnięte, więc ten szampon to dla mnie "ratunek". Generalnie jestem z niego zadowolona :)


INCI: Aqua, SLS, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Chloride, Selaginella Lepidophylla Aerial Extract, Citrus Paradisi Fruit Extract, Trehalose, Gluconolactone, Sodium Sulfate, Gliceryn, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Parfum, Disodium EDTA, PPG-12, Propanediol, Benzophenone-4, BHT, Citric Adic, Sodium Hydroxide, Sodium Benzoate, Benzyl Alcohol, Butylphenyl Methylpropinal, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool, CI 16255, CI 47005, CI 60730.

Buziaki! :*

Dla mnie najlepszy

Witajcie!
Wczoraj wróciłam z wyjazdu, a dzisiaj wracam do Was z nową notką, mam nadzieję, że teraz będzie pojawiać się ich jak najwięcej. Korzystam z ostatnich chwil przed rozpoczęciem studiów, żeby tutaj regularnie bywać.

Nie raz wspominałam, że mam troszeczkę problemy z potliwością latem. Niestety nie dla mnie wszelkiego rodzaju blokery, ponieważ bardzo podrażniają, a skóra pod pachami u mnie jest nader wrażliwa. Dezodoranty mogę używać w wersji tylko "Dry" albo "Sensitive". Te jednak nie zapewniają odpowiedniej ochrony. W końcu jednak znalazłam odpowiedni dla siebie antyperspirant. Mowa o słynnej zielonej kulce Vichy.



Na początku zniechęcała mnie do niego cena i to, że jest w kulce. Bardzo nie lubię tego rodzaju antyperspirantów, ponieważ rano zazwyczaj jestem spóźniona i nie mam czasu czekać aż się wsiąknie, żeby założyć bluzkę. Tu u mnie ma minusa. Całe szczęście to będzie jedyny jego minus.

Jest przeznaczony dla skóry wrażliwej i nie zawiera alkoholu ani parabenów. Zdarzy mu się mnie lekko podrażnić, ale nie jest to nie do wytrzymania jak w przypadku blokerów, że najlepiej to bym się cały czas drapała. Bardzo dobrze chroni przed potem i nieprzyjemnym zapachem, nawet w 30-stopniowe upały dawał sobie radę. Przy 35 stopniach już nic nie pomagało, ale i tak jestem zadowolona. Nie jest to ochrona na 48 godzin, ale mi wystarczy, że chroni od rana do wieczora. Niczego więcej nie wymagam. Pachnie trochę "męsko", bardzo delikatnie i później nie jest wyczuwalny, więc spokojnie możemy użyć perfum i nie będzie się gryzł z ich zapachem. 

Kosztuje około 30 zł, ale nie raz widziałam go w promocji w Super-Pharm. Myślę, że nie jest to dużo jak na produkt, który spokojnie starczy nam na 3 miesiące. Ja swój egzemplarz mam drugi miesiąc i spokojnie wystarczy mi jeszcze na ok. 1,5 miesiąca.

Zbliża się okres jesienno - zimowy, więc wrócę do produktów Garnier, bo większa ochrona nie będzie mi potrzebna, ale na pewno sięgnę po Vichy, kiedy znowu zacznie się ciepło.

Naprawdę mogę go Wam spokojnie polecić, nawet jak macie bardzo wrażliwą skórę pod pachami.

A Wy go już używałyście?
Buziaki! :*

niedziela, 8 września 2013

Wracam w sobotę, do zobaczenia.

W końcu i ja gdzieś wyjeżdżam, mam nadzieję, że pogoda będzie ładna i nie będzie padać :)

Chciałam Wam jeszcze pokazać pazurki, które zrobiłam sobie na wypoczynek.


Paznokcie zostało zrobione w Douglasie na stanowisku OPI. Mi się bardzo podobają, ten kolor jest zdecydowanie mój.

Pozdrawiam i do zobaczenia za jakiś czas! :*

czwartek, 5 września 2013

Bahama, Bahama Mama!

A mowa oczywiście o bronzerze The Balm. Można też skojarzyć ze starą piosenką Boney M, bo ja sobie generalnie tak przypomniałam o tym produkcie. Jak się słucha starych przebojów w samochodzie to potem tak właśnie jest :)


Od producenta:

Wreszcie Karaiby zawarte w kompakcie. Ten matowy bronzer tworzy piękny kolor opalonej skóry. Formuła z myślą jakbyś właśnie wyszła z tropikalnej plaży. Nie zawiera parabenów. 



Uwielbiam TheBalm za ich opakowania. W tym przypadku nawiązuje ono do Karibów, czyli wylegiwania się na plaży, surfowania i koktajli z palemką. Oczywiście nie mogę zapomnieć o opaleniźnie, a ten produkt doskonale ją podkreśla, do tego bardzo dobrze nadaje się do konturowania.


Kolor trochę przekłamany, mi bardziej przypomina mleczną czekoladę. Jest całkowicie matowy i dobrze na pigmentowany. Nie ma mowy o żadnej pomarańczy na policzkach. Niestety można sobie nim zrobić krzywdę, dlatego trzeba nabierać go naprawdę mało na pędzel. Nie pyli się podczas aplikacji.

Używałam go na dwa sposoby, trochę do konturowania, ale głownie zamiast różu na kości policzkowe. W obu przypadkach sprawdził się bardzo dobrze. Jest bardzo trwały, potrafi przetrwać dobrych nawet 8-10 godzin, ale pod warunkiem, że nie dotykami twarzy. Niestety należę do tych osób, które to robią i czasem nawet nie zauważam jak znika z twarzy. Całe szczęście ściera się dość równomiernie. 

Dostępny jest w sklepach internetowych i podobno w drogeriach Marionnaud. Swój zakupiłam w sklepie cocolita.pl i kosztował mnie 51,90zł. Myślę, że jak na 7g to nie jest drogo, poza tym z moją używalnością bronzerów starczy mi na dłuuuuugi czas.

Na koniec jeszcze jak wygląda na twarzy w dwóch różnych światłach.


Jestem ciekawa jeszcze bronzera Hoola z Benefitu, niestety na razie jest dla mnie finansowo nieosiągalny, a ten mi w zupełności wystarczy.

Jak Wam się podoba? Miałyście z nim styczność? :)
Buziaki! :*

środa, 4 września 2013

Piasek z Paese

Witajcie,
jejku jak pogoda się zepsuła. Nienawidzę takiej jak do nasz teraz zawitała, ale podobno w przyszłym tygodniu znowu ma się poprawić, oby bo wyjeżdżam. Mam nadzieję, że dzisiaj się przejaśni, bo chciałabym zrobić parę zdjęć. Zauważyłam, że ostatnio pojawia się sama pielęgnacja. Muszę to koniecznie zmienić.

Dzisiaj o lakierze piaskowym z Paese? Myślicie, że piaski długo jeszcze będą modne?


Nie podobają mi się matowe piaski bez drobinek, jedynie jestem ciekawa jasnego różu z GR. Tym razem postawiłam na czerń ze względu na to, że bardzo elegancko prezentuje się na paznokciach i jest idealna na wieczorne wyjścia. 


Jedna grubsza warstwa daje pełne krycie, ale lakier wygląda trochę na szarawy, kolor jest za mało wyrazisty. Dwie warstwy są w sam raz. Niestety schnie dłużej niż lakiery Lovely. Ściera się też przeciętnie, bo po trzech dniach, podejrzewam, że miałabym go dłużej, ale zazwyczaj jak robię paznokcie siostrze to swoje też zmywam. 


Lakier kosztuje 15,90 i jest dostępny na wyspach Paese albo na ich stronie internetowej.

Uciekam wypatrywać dobrego światła, buziaki! ;*

wtorek, 3 września 2013

Wyniki rozdania

Przepraszam, że tak długo musiałyście czekać na wyniki, ale cały czas mi się coś knociło, więc musialam pisać ręcznie.


Zdobyłyście razem aż 318 głosów i jestem wdzięczna zainteresowaniem, ale przejdźmy do konkretów.



A numer 19 miała:


Gratulacje i już wysyłam maila! :)