poniedziałek, 24 marca 2014

Motywacyjny poniedziałek (III)

Witajcie! :*
Dzisiaj kolejny post z serii Motywacyjny poniedziałek. Niestety nie wiem jak będą wyglądać dalej moje ćwiczenia, ponieważ po zabiegu nie powinnam ćwiczyć około miesiąca. Jednak doskonale wiem, że jak przestanę tak całkowicie ćwiczyć to z żalu będę wcinać wszystko co niezdrowe, a nie po to zaczęłam cokolwiek robić w kierunku poprawienia swojej sylwetki, żeby to zaprzepaścić, tym bardziej, że po miesiącu zauważyłam poprawę.


Niestety nie jeśli chodzi o moje jedzenie, dalej jest niezdrowo. Chociaż podczas pobytu w szpitalu nie miałam nawet możliwości jedzenia czegoś niezdrowego, za to wygłodziłam się niemiłosiernie i żołądek mi się skurczył, znowu. Cały czwartek praktycznie bez jedzenia, o łyku wody aż do 20.00. A w sobotę kebab, no po prostu nie potrafię, mam złe duszki, które namawiają mnie do takiego jedzenia i nie mogę się ich pozbyć.


Tak, w ciągu miesiąca zauważyłam poprawę. Ładniejsza łydka, bardziej płaski brzuch, ciut zgrabniejsze uda, ale minimalnie. Z racji mojego zakazu ćwiczeń, będę ćwiczyć w domu, bo o jakichkolwiek męczących ćwiczeniach mogę zapomnieć, a już o jakimś ABF'ie to mogę zapomnieć czy o zumbie. Zero skakania, schylania się. Zostały mi półprzysiady, bo najbardziej zależy mi na udach i pośladkach. Zrobię ich po 100 rano i wieczorem. Wiem, że to mało, ale stopniowo będę zwiększać ilość ćwiczeń, aż w końcu wrócę do 100% formy :) Mam nadzieję, że będzie to jak najszybciej, na razie będę robić to w domu, bo nie mam wyjścia. 


Oj powiem Wam, że coś w tym jest, przynajmniej u mnie. Jeszcze do tego dorzuciłabym prośbę o brak cellilitu i voila!

Wrócę pewnie wieczorem z nową recenzją, bądź czymś innym, a teraz uczelnia wzywa. Do później.
Pozdrawiam, Vajlet! :*

sobota, 22 marca 2014

Estee Lauder Double Wear Light, Stay-in-Place Makeup

Witajcie kochane! :*
Czasem bardzo lubię zakupy z moją mamą. Może inaczej, lubię kupować kosmetyki z mamą, bo ubrania to istna męczarnia. Zdarza się mamie, że zapyta mnie czy jedziemy autem do Sephory, a ja się najpierw patrzę na nią jak na wariatkę (mamy do Sephory rzut beretem), a potem pytam czy chce mi coś kupić. Na co mama zazwyczaj odpowiada, że się zastanowi i tak oto staję się posiadaczką niektórych kosmetyków. Tak też było w tym przypadku. Chciałam wersję standardową, ale miła Pani w Sephorze mi ją odradziła, bo stwierdziła, że będzie za ciężka i pewnie miała rację.

Od producenta:

Do wszystkich typów skóry.  15-godzinna trwałość. Lekki i komfortowy podkład, który sprawia, że skóra utrzymuje zdrowy i świeży wygląd bez względu na to jak aktywnie spędzasz czas. Nie rozmazuje się i nie zatyka porów. Zapewnia lekkie lub średnie krycie nadając naturalne wykończenie. Formuła beztłuszczowa, bezzapachowa. Nie powoduje wyprysków. Testowany dermatologicznie i okulistycznie. Zawiera SPF 10.
(Tyle udało mi się wyczytać z opakowania)


Podkład dostajemy w wygodnej miękkiej tubie z dziubkiem. Dodatkowo zapakowany jest w kartonik z opisem oraz składem. Całość wygląda bardzo estetycznie i elegancko. Podobają mi się bardzo te złote zakrętki. 
Podkład jest dostępny w 6 odcieniach. Mi przypadł najjaśniejszy, czyli 0.5. Powiem Wam, że to najlepiej dobrany podkład jaki miałam. W końcu w żółto-beżowym odcieniu, a nie różu. Dodatkowo po aplikacji nie utlenia się, a stapia ze skórą nadając jej jednolity kolor. 


Na początku miałam wrażenie, że ma jakiś taki pomarańczowy kolor. Przynajmniej jak go wycisnęłam na rękę. Nie wiem jak to jest, ale miałam z nim przeboje pt. "Jak go nałożyć?" Najpierw próbowałam palcami i bardzo mi się podobał efekt, jednak zauważyłam, że wtedy jakoś strasznie szybko wysycha mi na twarzy i czasami nie zdążyłam go odpowiednio rozłożyć. Potem kupiłam pędzelek języczkowy ze sztucznego włosia i jest lepiej, ale nadal wydaje mi się, że to nie to, najlepszy byłby chyba "flat top" albo BB. Chociaż przy pędzelku nie trzeba się tak spieszyć z rozprowadzaniem.


(na ręku nie jest do końca roztarty)

Po pierwszym użyciu byłam w ciężkim szoku, bo podkład w ciągu dnia praktycznie ani drgnął. Jestem osobą, która często podpiera się ręką albo dotyka twarzy i przez to podkłady tracą na trwałości, jednak ten dał sobie radę. Wiadomo, troszeczkę się starł, ale minimalnie. Potem miałam kryzys, bo zaczął podkreślać mi suche skórki i trochę mnie wysuszył przy częstym używaniu, a później zaczął mocno ścierać się w ciągu dnia. Przy demakijażu praktycznie go nie było. Potem przeziębiłam się dość mocno i rano jak wstałam ostatnią rzeczą jaką chciało mi się robić było nałożenie podkładu. Po tej przerwie wróciłam do niego i znowu było cacy, nie ścierał się ani nic takiego, ale dalej podkreślał suche skórki. Jednak ja mam to we wszystkich podkładach, po prostu mam za słabo nawilżoną cerę na to wygląda.. Jeśli chodzi o krycie to raczej jest średnie, a konsystencja ani lekka ani ciężka, taka w sam raz. Zimą się sprawdził. Wykończenie ma raczej satynowe, ale moim zdaniem wygląda to bardzo zdrowo i naturalnie. Nie daje efektu maski. Leci trzeci miesiąc jak go używam, bo w styczniu prawie się nie malowałam i wydaje mi się, że starczy mi na kolejne jeszcze dwa miesiące albo i dłużej, więc wydajność jest naprawdę duża. Zapomniałam wspomnieć, że przetrwał także intensywne ćwiczenia, gdzie pot się ze mnie lał niemiłosiernie. Och moja skleroza nie zna granic. Jestem posiadaczką cery raczej bezproblemowej z zaczerwieniami przy nosie. Nie potrzebuję wielkiego krycia, a ten podkład zapewnia mi je w zupełności. Poza tym krycie można budować ostrożnie dokładając kolejne warstwy.

Jest do podkład drogi, bo kosztuje 170-180 zł, nie mogłam sobie przypomnieć ile za niego dałam dokładnie. Pojemność to 30 ml. Moim zdaniem jest wart swojej ceny, bo to jedyny podkład, który ma tak dopasowany kolor do mojej karnacji i mogę go bez przeszkód używać nie obawiając się, że twarz będzie się odróżniać od reszty ciała. Co ważniejsze ma filtr SPF 10, mały, bo mały, ale jednak to jakaś ochrona.


Zdjęcia robione dzisiaj rano. Mi ten efekt bardzo odpowiada i nie żałuję ani złotówki. Będę szukać tańszych zamienników, a jak nie znajdę to odłożę trochę pieniędzy i wrócę do tego. Dzisiaj o dziwo żadnych podkreślonych suchych skórek. Nie jest to wielka miłość, ale bardzo do niej blisko.
PS. Nie patrzcie na moje brwi, próbuję się wybrać z nimi do kosmetyczki i w końcu to zrobię, ech..

Miałyście go? Lubicie?

Pozdrawiam, Vajlet :*

piątek, 21 marca 2014

Wielkie denko ostatniego pół roku, część II

Witam po raz drugi dzisiaj :*
Jestem w końcu z kontynuacją denka, bo w końcu zebrałam się, żeby zrobić zdjęcia, nie przedłużając zapraszam na mini opinie :)

Żele pod prysznic:


1. Żele Balea - poza wersją mandarynkową, która mnie uczuliła bardzo przyjemne produkty :) Nie wiem czy jeszcze zawitają w mojej łazience, ale podejrzewam, że przy jakiś zakupach na kokardi.pl wrzucę kolejne wersje zapachowe do przetestowania. recenzja.
2. Joanna Naturia olejek do kąpieli i żel pod prysznic - bardzo przyjemny gadżet do kapieli, jednak jest dość niewydajny, ale w miarę niska cena nam to wynagradza. Przyjemnie nawilża, ale nie obejdzie się, bez użycia balsamu/masła. Zapach kawy jest cudowny!
3. Ziaja Maziajki mydło do kąpieli bąbelkowa cola - co za chemiczny zapach.. Bardzo cieszę się, że się skończył tak dawno temu, nie wiem jak wytrzymałam tę męczarnię. Oj nie kupię ponownie.
4. Lirene żel pod prysznic kusząca gruszka - poza zapachem nie powalił mnie na kolana, taki zwyklak. Wolę sięgnąć po inne produkty, chociaż jestem ciekawa jednej wersji z żeli Lirene. Tego jednak nie kupię ponownie.
5. Isana żel pod prysznic - ta wersja nie przypadła mi specjalnie do gustu, a żele Isana goszczą dość często w mojej łazience z racji niskiej ceny i dostępności. 
6. Isana olejek pod prysznic melon&gruszka - zdecydowanie mój ulubiony wśród wszystkich żeli Isana, latem jest najlepszy, a ten zapach, polecam gorąco! 

Reszta:


7. Lirene peeling MAXSlim - jak dla mnie za delikatny chociaż masaż był dość przyjemny, no i ten energetyzujący zapach! Jednak wątpię, że do niego wrócę, czułam się nie do końca "złuszczona".
8. Dezodoranty Garnier - najdelikatniejsze dezodoranty dla mnie jakie są na rynku. Jestem wrażliwcem i kiedy kulka Vichy jest za długo w użyciu są one moją odskocznią. Mnie super nie chronią, ale dają sobie radę z nieprzyjemnym zapachem i do pewnej temperatury są okej. 
9. Peeling Joanna kiwi - moja ulubiona wersja to czarna porzeczka i tak zostanie. Kiwi też jest przyjemne w zapachu, ale mam wrażenie, że te peelingi przestały spełniać moje oczekiwania.
10. Dezodorant Nivea - mnie w ogóle nie chroni i nie kupię go ponownie.
11. Nivelazione dezodorant do stóp - co za duszący zapach, do tego kiepskie działanie, zero ochrony i uczucia komfortu.
12. Delia dwufazowy zmywacz do paznokci - kolejna porażka. Bardzo źle się nim zmywało lakier, który dodatkowo się rozmazywał. Koszmar.
13. Joanna Sensual żel do golenia - produkt, do którego wracałam co jakiś czas, ale ostatnio zastąpiłam wszystkie specyfiki produktami męskimi i macie racje, są delikatniejsze.
14. BingoSpa kolagen do ciała - polubiłam się bardzo z tym produktem, bardzo fajnie nawilżał, wygładzał i odżywiał skórę.
15. Paloma cukrowy peeling do stóp - produkt, który uratował moje nogi zeszłej zimy. Lubię, ale mam ochotę przetestować co innego. Od czasu do czasu pewnie będę do niego wracać, ale jakoś mi nie po drodze do natury.
16. SVR Xerial 50 - krem co do, którego miałam mieszane uczucia i teraz już wiem, że lepiej sprawdza się u mnie Pat&Rub z serii SPA. Nie wrócę do niego.
17. Marion eliksir do skórek - przyjemny produkt, gęsty, ale dość treściwy. Moje paznokcie wręcz go 'piły' po moim nieudolnym ściągnięciu hybryd. Może kupię ponownie, na razie mam odżywkę z Douglas'a, która jest mega wydajna.
18. YR peeling do stóp - dla mnie po prostu za słaby, nie zamówię go ponownie. Zresztą coś mi się wydaje, że moja miłość do YR się wypala. Na pewno nie zabraknie u mnie żelu kawowego, bo jest cudowny.
19. YR żele oczyszczające do rąk - zapraszam na recenzję.
20. Delia Coral zmywacz do paznokci - ten się spisał! Do tego stopnia, że mam teraz większą wersję.
21. Regenerum regeneracyjne serum do stóp - jak dla mnie działanie za słabe, a do tego ta tłusta warstwa, normalnie coś okropnego. Czy na dzień czy na noc.
22. Korres migdałowy krem do rąk - latem mój ulubieniec, zimą okazał się trochę za słaby. W użyciu mam jeszcze jedno opakowanie. Nadal bardzo go lubię - recenzja.


Łącząc oba denka zebrało się 47 produktów. Wiem, że jeszcze część wyrzuciłam i niestety nie załapały się na zdjęcia, myślę jednak, że patrząc na kilka rzeczy z kolorówki to i tak dobry wynik. Mam nadzieję, że Wasze denka idą równie dobrze! 
Buziaki! :*

Porozmawiajmy o profilaktyce raka piersi.

Szczerze? Do niedawna traktowałam profilaktykę bardzo po macoszemu. Po prostu nie chciało mi się i byłam wrażliwa na wszelkie wzmianki o raku, no i oczywiście byłam pewna, że mnie to nie dotyczy, ale niestety dotyczy to wielu osób, w tym jak się okazało i mnie.


Dzisiaj właśnie wróciłam ze szpitala. Wczoraj miałam zabieg i jestem przeszczęśliwa, że mam to już za sobą, bo stres z tym związany jest ogromny, a o niekontrolowanych łzach już nie wspomnę. Dlatego też miałam niemały problem z sesją, schudłam 5 kg i nie było mnie tutaj, ale od początku.
Jakoś na początku grudnia leżąc w wannie tknęło mnie, żeby się zbadać, nie wiem dlaczego. Lewa w porządku, za to prawa.. Prawie zemdlałam w wannie, ale zdążyłam szybko wyskoczyć. Niestety jestem wrażliwa, nie wiem skąd mi się to bierze. Po konsultacji z mamą i w wolnym dniu od zajęć wybrałam się do lekarza rodzinnego. Pani dała mi skierowanie do poradni, no i tydzień później się tam zjawiłam. Pierwsze co to przeżyłam szok, bo pani recepcjonistka:
- Terminy w tym momencie są dopiero na kwiecień.
- Słucham? Na kiedy?
- Ale może iść Pani się zapytać doktora czy panią przyjmie na końcu.
Jak zaproponowała tak zrobiłam. Doktor przyjął mnie, ale czekałam na to 3 godziny. Jednak okazał się bardzo konkretny i bez żadnych ceregieli dał mi skierowanie na USG. Po wizycie od razu poszłam się zapisać. Zrobiłam je tydzień później, mimo, że to było zwykłe USG to trzęsłam się jak galareta, nie wiem, pewnie to strach i emocje. Następnego dnia miałam mieć biopsję, ponieważ tego samego dnia pielęgniarek, które miałyby mi podać znieczulenie już nie było. Chwilę wcześniej skończyły pracę. Biopsja.. To dopiero było dla mnie wyzwanie, chyba gorsze niż sam zabieg, ponieważ dostałam znieczulenie miejscowe, a musiały mnie naciąć, bo nie mogły wbić w to cholerstwo igły. Nie wiedziałam, że mogę być taką histeryczką. Najpierw mięśnie same mi się napinały, potem zaczęłam płakać. Cały czas miałam zamknięte oczy, żeby nie widzieć tej krwi. Jak wstałam miałam całe plecy mokre. Jak żyję nigdy (no prawie) nie byłam tak przerażona jak wtedy. Wyszłam z gabinetu i nogi się pode mną uginały. W tym momencie dziękowałam, że rodzice obdarowali mnie takim dobrodziejstwem jak auto i że przyjaciółka ze mną pojechała, bo nie byłam w stanie prowadzić, a dojazd tam jest naprawdę kiepski. JEDEN jedyny autobus na godzinę. No i tramwaj, z którego jeszcze kawał trzeba dojść.
Potem już było tylko czekanie na wyniki, konsultacja z lekarzem, wybór terminu. Niestety musiałam go zmienić, bo miałam tego samego dnia 2 egzaminy i musiałam na nich być. Dostałam następny na 19.03. Nie było tak źle. Panie pielęgniarki były miłe, Panie które leżały ze mną na sali także. Byłam najmłodsza na oddziale i może też dlatego. Większość Pań była minimum ok. 30 lat starsza. Miałam też szczęście, że zabieg trwał krótko, bo 20 minut i że dobrze się czułam i zlitowali się nade mną i wieczorem pozwolili mi zjeść, bo po narkozie nie można, ale słaniałam się na wszystkie strony z głodu, bo nie jestem przyzwyczajona. Następnego dnia po zabiegu wypuścili mnie do domu. Bardzo się cieszę, bo chociaż nie było źle to wiadomo, że szpital nie jest fajnym miejscem..


Zdecydowanie zgadzam się z tym obrazkiem, ponieważ chociaż miałam guzka, ale został szybko wykryty i nie był złośliwy. Jeśli macie jakieś obiekcje, bo nie mówię, że koniecznie musicie, tylko przypominam o tym, a także zachęcam, to zawsze możecie poprosić swoich mężczyzn.

(jak kto lubi :))

Przedstawiłam Wam pokrótce moją historię. Dodam, że we wrześniu skończę 20 lat. Nie jestem jakimś specem, ale jeśli będziecie miały pytania to postaram się w miarę możliwości odpowiedzieć. Mam nadzieję, że zachęciłam Was do częstszego przyglądania się swoim piersiom.

Pozdrawiam, Vajlet :*

poniedziałek, 17 marca 2014

Motywacyjny poniedziałek (II)


Witajcie! :*
Złośliwość rzeczy martwych sprawiła, że zostałam odcięta na weekend od internetu, a nie przegotowałam sobie notek na zapas, postaram się to jakoś nadrobić.


Dzisiaj post z serii Motywacyjny Poniedziałek. Przez ten tydzień dalej ćwiczyłam, nic się nie zmieniło. Dorzuciłam tylko produkty ujędrniające i antycellulitowe. Może razem z ćwiczeniami przyniosą zamierzone efekty :)


Moja dieta pozostawia wiele do życzenia. Za każdym razem jak wychodzę z zajęć mam ogromną ochotę na kebaba, a ja sobie nie potrafię odmówić.. Owszem, zaczęłam jeść śniadania, a przynajmniej się staram. Miałam coś takiego kiedy chodziłam do liceum, że jadłam śniadanie dopiero po pierwszej lekcji, bo w domu nigdy nie miałam czasu, jednak mieściłam się w tych dwóch godzinach, a teraz staram się nie wychodzić bez śniadania. Muszę się pochwalić pod jednym względem, piję więcej wody i wprowadziłam zieloną herbatę do swojej "diety".


Pamiętajmy jednak, że trening to też przyjemne rzeczy, często łączy się z zakupami. Mi skapnęły nowe sportowe buty i przymierzam się do kupna jakiś wygodnych spodenek.
Dzisiaj nastąpiła u mnie mała zmiana. Z racji tego, że nie mogłam dzisiaj normalnie iść na zumbę, bo zaraz uciekam z domu to poszłam na stepy dla początkujących. Wierzcie mi lub nie, dawno nie wyszłam z treningu tak spocona, nie dość, że pojawiła się jedna przerwa to tempo narzucone przez instruktora dla mnie było straszne. Chcę wypróbować jak najwięcej zajęć, więc pewnie z racji tego, że od środy jestem nieosiągalna to pójdę sobie może jutro.


A teraz uciekam się podmalować i na spektakl, buziaki! :*

piątek, 14 marca 2014

The Body Shop Vitamin E, gentle facial wash.

Witajcie! :*
Znowu jestem nieregularna, ale przynajmniej bywam tu częściej niż wcześniej. Staram się, ale wiecie jak to jest, tu się gdzieś pojedzie, tu się z kimś spotka i dzień już jest rozregulowany, zwłaszcza u mnie, kiedy jestem roztrzepana i niezorganizowana. 

Marka The Body Shop zawsze mnie ciekawiła, ale ze względu na cenę swoich produktów skutecznie mnie odstraszała, nie ma co ukrywać ceny są dość wysokie. Jednak na święta udało mi się dostać parę produktów w prezencie, w tym właśnie dzisiejszego bohatera.


Od producenta:
Wyjątkowo delikatny, kremowy żel do mycia twarzy z nawilżającym olejkiem z kiełków pszenicy o właściwościach pielęgnacyjnych i ochronnych. Skutecznie usuwa makijaż i zanieczyszczenia. 
Przeznaczony do wszystkich rodzajów cery.
Sposób użycia: Wmasuj w wilgotną skórę twarzy i spłucz. W przypadku dostania się preparatu do oczy, przemyj je czystą wodą.
Nie testowane na zwierzętach.


Skład: Aqua, Glycine Soja Oil, Cocamidopropyl Betaine, Coco-Glucoside, Tritticum Vulgare Gem Oil, Sodium Laureth Sulfate, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Tocopheryl Acetate, Sodium Hydroxide, Sodium Benzoate, Parfum, Benzyl Benzoate, Hydroxycitronellal, Disodium EDTA, Limonene, Geranlol, Tocopherol, Linalool, Citronellol, Cinnamyl Alcohol, CI 17200, CI 14700.


Produkt dostajemy w standardowej miękkie tubie, jak to żele do mycia twarzy, o pojemności 100 ml. Można ją spokojnie rozciąć zwłaszcza, że produkt jest dość drogi. Kosztuje 37,50 zł. Powiem, że to jest praktycznie najdroższy (poza żelem Mary Kay) produkt do mycia twarzy, zwłaszcza o tak małej pojemność. Jednak muszę przyznać, że jest bardzo wydajny. Wystarczy mała ilość, żeby przyjemnie wymasować twarz. Używam go od stycznia i starczy mi jeszcze na długi czas. 

Konsystencja jest bardziej kremowa niż żelowa, o kolorze wyblakłego różu. Muszę przyznać, że nie pachnie za ładnie. Znaczy zapach to kwestia gustu, ale mi zdecydowanie nie podszedł. Nie umiem określić zapachu, ale zapewne jest jakiś taki zbożowy.

No i to co najważniejsze, czyli działanie. Bardzo miła pani pomogła mi wybrać ten właśnie produkt i powiedziała, że przy regularnym stosowaniu po miesiącu będzie można zobaczyć efekty. Używam żelu zawsze wieczorem po płynie micelarnym. Nie czuję się czysta po samym zastosowaniu płynu, kiedy użyję żelu, wiem, że brud nagromadzony z całego dnia zostanie usunięty. Produkt bardzo dokładnie oczyszcza z zanieczyszczeń i makijażu co jest dla mnie podstawą. Do tego byłam w szoku, kiedy zobaczyłam, że przy regularnym stosowaniu moja cera stała się bardziej promienna i wyglądała zdrowo oraz dobrze nawet bez makijażu. Przyznam, że byłam w szoku, zwłaszcza, że kiedy byłam mocno przeziębiona nie miałam najmniejszej ochoty bawić się w makijaż, więc kończyło się na nałożeniu bazy albo czegoś innego, korektora  na drobne niedoskonałości i od biedy pudru, mimo to wyglądałam na bardziej zdrową niż byłam. Moja mama także zauważyła, że moja cera wygląda lepiej, a wszystkie dobrze wiemy, że zima potrafi dać popalić. Skóra po nim stawała się przyjemna w dotyku, bez uczucia ściągnięcia oraz wydawała się być lekko nawilżona. Niestety jeśli chodzi o nawilżenie to nie mamy co liczyć na spektakularny efekt, bo to tylko, żel do mycia buzi, co prawda kremowy, ale dalej żel. 

Nie żałuję ani złotówki wydanej na ten produkt i podejrzewam, że w okresie jesienno-zimowym jak tylko będę miała pieniądze to ponownie u mnie zagości. 

Co o nim myślicie? Używałyście? A może macie inne produkty, które pomagają Wam doprowadzić buźkę do stanu normalnego podczas zimy?
Czekam na Wasze opinie, a tym czasem idę się przygotowywać na zajęcia i dokończyć sprzątanie, może wypiję jeszcze jedną zieloną herbatę.

Pozdrawiam, Vajlet :*

środa, 12 marca 2014

Eucerin, skóra wrażliwa, pH5 olejek pod przysznic dla suchej skóry.

Witajcie kochane! ;*
Tak, przeżyłam ten trening i miałam być wczoraj, ale tak się stało, że przyjaciółka miała urodziny i nie mogłam nie pójść. Zresztą niektóre sprawy doprowadzają mnie do szału i po prostu czasem nawet nie mam siły Wam trochę po marudzić, a poza tym nie chcę. Jestem osobą pozytywnie nastawioną do życia i jakoś tak staram się jak mogę aby jak najwięcej się uśmiechać ;)

Przejdźmy do bohatera dzisiejszego postu, a mianowicie o olejku pod prysznic Eucerin.

Od producenta:

Skóra wrażliwa wymaga specjalnej pielęgnacji. Naukowcy z Centrum Badań Eucerin stworzyli specjalnie dla potrzeb suchej i wrażliwej skóry Eucerin pH5 Olejek pod prysznic, który:
  • łagodnie oczyszcza skórę za pomocą delikatnej piany,
  • zawiera unikalną ormułę Eucerin pH5 EnzymeProtection (ochrona enzymów)
  • zostawia na skórze ochronną warstwę lipidową.
Rezultat: Ochrona przed wysuszeniem skóry. Aksamitnie gładka skóra nawet przy częstym myciu.


Rzadko kiedy używam olejków, ale po przykrym spotkaniu z mandarynkową Baleą, która spowodowała u mnie swędzenie skóry i zaczerwienienia zwłaszcza na udach nie wahałam się ani chwili, kiedy w SP mogłam dostać ten produkt 20 zł taniej. Podejrzewam, że w cenie regularnej bym go nie kupiła. 35 zł za 200 ml to jest bardzo dużo nawet jeśli produkt jest wydajny. Jednak dostałam go za 15 zł, a miałam wtedy pieniądze, więc stwierdziłam, że co mi tam, a nóż pomoże!

Pomógł? I to jak! Od razu pozbyłam się okropnego uczucia swędzenia, do tego skóra została lekko nawilżona i ukojona. Lekko się pieni, a mimo wystarczy nieduża ilość produktu aby umyć całe ciało. Kupiłam go w październiku i zużyłam kilka dni temu, jednak muszę podkreślić, że nie używałam go codziennie. Sięgałam po niego kiedy miałam ochotę, więc nie wypowiem się na temat jego wydajności przy codziennym używaniu. Co mi się nie spodobało to to, że uczucie nawilżenia jest chwilowe i i tak po kąpieli trzeba sięgnąć po masło czy też balsam do ciała. 

Jeśli chodzi o zapach to pachnie dokładnie tak jak produkty dla dzieci i w tym momencie zdałam sobie sprawę, że jestem głupia i mogłam sięgnąć po jakiś produkt dla dzieci. Jednak nie żałuję, że wypróbowałam ten produkt. Czasem potrzebna jest odrobina nowości. 

Dla zainteresowanych INCI:
Glycine Soja, MIPA-Laureht Sulfate, Ricinus Communis, Laureth-4 Cocamide DEA, Poloxamer 101, Parfum, Panthenol, Bisabololm Lanolin Alcohol, Citric Acid, Diammonium Citrate, Aqua, Propyl Gallate, BHT, Linalool, Butylphenyl Methylpropional, Alpha-Isomethyl Ionone, Hexyl Cinnamal, Limonene Coumarin, Benzyl Salicylate.


A Wy jak sobie radzicie z podrażnioną skórą?

Pozdrawiam, Vajlet :*

poniedziałek, 10 marca 2014

Motywacyjny poniedziałek.

Witajcie! ;*
Postanowiłam zacząć posty o nazwie "Motywacyjny poniedziałek" - dlaczego? Jest kilka powodów. 
Po pierwsze coraz bliżej wiosny i lata, marzymy o chodzeniu w letnich sukienkach i spódniczkach oraz o tym, żeby jak najlepiej wyglądać w stroju kąpielowym. Osobiście mam jechać na wakacje do Hiszpanii i postanowiłam, że trzeba jakoś wyglądać. Dlatego z siostrą wykupiłyśmy karnet na siłownię, tak nie lubię siłowni, dlatego chodzę na zajęcia grupowe np. zumba. Przysięgam, że w chyba tylko kiedy trenowałam kickboxing wychodziłam taka spocona z zajęć. Poza tym ta bomba endorfinowa, której tak bardzo potrzebowałam!
Po drugie potrzebowałam być bardziej zorganizowana, a podobno im człowiek ma więcej zajęć tym lepiej wszystko planuje, a moje planowanie.. hym, jestem jedną z najbardziej niezorganizowanych osób jakie widziała ziemia. Moja sesja a raczej sesja poprawkowa i moja obecność na blogu mówi sama za siebie.
Po trzecie zawsze coś trenowałam i byłam taka.. wyciszona. Teraz mam za dużo energii i czasem aż mnie nosi, nie umiem wysiedzieć w jednym miejscu, a jak się wyćwiczę to od razu jest mi lepiej, cała złość ze mnie ucieka, co prawda najskuteczniejsze pozbywanie się złości to trening na worku i wyobrażanie sobie, że worek to obiekt Twojej złości, ale inne zajęcia radzą sobie z regulacją stresu i złości prawie tak samo.
Po czwarte mówią, że jaki poniedziałek taki cały tydzień i chciałabym Was witać jakimś przyjemnym lekkim postem i motywacją :)

W postach mam zamiar zawrzeć zdjęcia motywujące, ale także swoje kary jakie nakładam na siebie za zjedzenie jakiś niezdrowych rzeczy, bo tak z dnia na dzień nie da się pozbyć złych nawyków żywieniowych, ale muszę mieć na uwadze to, że moje serce i ciśnienie ostatnio wariują. Jestem kawoszem, a uwierzcie mi, że przez 2 tygodnie nie ruszyłam jej ze względu na jakąś chwilową arytmię czy coś takiego. Nie mam pojęcia do tej pory co to było. 


Tak bardzo mówię o tym, że powinnam się lepiej odżywiać, ale mam swoje grzeszki.. Dzisiaj chociażby zjadłam kebaba na śniadanie.. Kebab według mojego przelicznika (który tak sobie wzięłam z głowy) kosztuje mnie 200 dodatkowych brzuszków. Słodycze 100, mam więc za weekend i za dzisiaj jakieś hmm.. 500 brzuszków do odrobienia. Niestety moje odżywianie pozostawia wiele do życzenia, ale na swoją obronę mam to, że moim celem jest modelowanie ciała, nie muszę chudnąć, jestem szczupła, a jakbym nie ćwiczyła to wyglądałabym całkiem normalnie. Kurcze, jak bardzo chciałabym mieć czas przygotowywać sobie tak rano jedzenie, w sumie mam, ale wykorzystuję ten czas na sen..


Mam nadzieję, że będę trwać w swoim postanowieniu ćwiczeń, bo marzę, żeby mieć taki brzuch. Niestety jestem dość niewymiarowa, więc mieć płaski brzuch to u mnie dużo robi, bo mam wielkie biodra.. Tak, na swoją figurę mam naprawdę duże biodra i trzeba coś z tym zrobić. Ach zapomniałam! Na razie chodzę 2 razy w tygodniu na zumbę i robię brzuszki w domu. Dzisiaj jednak podejmuję wyzwanie i idę po zumbie na ABF zobaczyć czy dam radę. Jeśli by mnie jutro nie było to znaczy, że umieram..


Jednak nie zapominajmy o najważniejszym, ładne ciało to nie wszystko, najważniejsza jest osobowość. Jeśli uważasz, że nie potrzebujesz ćwiczeń to super, jeśli Ci się nie chce to okej, bo najważniejsza jest osobowość, ciało to tylko opakowanie.


Szczerze? Nie miałam pojęcia jak będzie wyglądać ten post, ale postaram się je pokazywać co tydzień przynajmniej do wakacji. 
Jak Wam się podoba? Myślicie, że takie posty mają sens? Mam publikować czy dać sobie spokój?

Pozdrawiam, Vajlet ;*

sobota, 8 marca 2014

Natura Sibercia, balsam do włosów suchych objętość i nawilżenie.

Witajcie kochane! ;*
Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją, która miała się pojawić już dawno temu, ale niestety moja nieobecność uniemożliwiła mi wstawienie jej. Czy jest to produkt wart uwagi? Zapraszam :)


Od producenta:

Balsam dla włosów suchych na bazie ekstraktów z Kosolimby, Dzikiej Róży Dahurskiej nadaje włosom objętość i zdrowy wygląd.

Duża zawartość naturalnej witaminy C w ekstrakcie z Dzikiej Róży Dahurskiej zapewnia włosom długotrwałą ochronę i delikatną pielęgnację, chroni włosy przed utratą wilgoci.

Włosy zyskują naturalny blask.
Ekstrakty kosolimby zawierają aminokwasy, które odbudowują naturalną strukturę zniszczonych włosów, oraz nadają im objętość i puszystość.
Dla odżywienia włosów w składzie balsamu zastosowano również naturalne roślinne proteiny.




Jestem zdecydowaną fanką wyglądu produktów NS. Ich logo jest po prostu cudowne. Jednak w przeciwieństwie do szamponu taki rodzaj zamknięcia jest bardzo uciążliwy, gdyż produkt osadza się na zatyczce i blokuje wyciskanie, trzeba go oczyszczać, żeby móc swobodnie z niego korzystać. 

Konsystencja jest bardzo przyjemna, nie przelewa się przez palce, ale też łatwo rozprowadza się po włosach. Kolor ma łosiowy, a sam balsam pachnie całkiem przyjemnie. Niestety nie umiem określić jak konkretnie pachnie. 


Włosy po użyciu wyglądają na zdrowe i zadbane. Są lśniące, może nawet zyskuję trochę na objętości. Przy używaniu jej zauważyłam poprawę moich włosów, są bardziej nawilżone, gładkie i lśniące. Dodam, że nie używam olejków, a jeśli chodzi o maski to też ostatnio jestem dość leniwa, więc w mojej pielęgnacji zostały szampon i odżywka. Nie obciąża ona włosów, ani nie wpływa na ich przetłuszczanie. Od kiedy ścięłam włosy są one w świetnej kondycji mimo tego, że pofarbowałam je. Tak z czarnego schodziłam rok, żeby pofarbować je na brązowo. Kosztuje 19,90, ale dostajemy wielką 400 ml butlę, która starcza na dość długo, myślę więc, że cena nie jest wygórowana. Dostępny w sklepach internetowych z rosyjskimi kosmetykami.

Zostawiam Was jeszcze ze zdjęciem zrobionym 3 miesiące temu po ścięciu włosów, już trochę odrosły, ale nadal są krótkie.


Do tego chciałam Wam życzyć wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet! ;*
I zostawiam Was z moją rozmową z wujkiem.
- Halo?
- No cześć, wszystkiego najlepszego, dużo zdrowia i radości.
- A dziękuję.. ( Tak sobie myślę.. urodzin nie mam, imienin też, to o co chodzi?) A z jakiej okazji?
- No Dzień Kobiet dzisiaj! No tak, to śpij sobie dalej.
- Ach faktycznie! Dzięki, cześć.
8.00 rano to jednak dla mnie za wczesna pora.

Pozdrawiam, Vajlet :*

piątek, 7 marca 2014

Wielkie denko ostatniego pół roku! Część I.

Witajcie kochane! ;*
Jak mnie dawno tutaj nie było. Powiem tylko, że wszystko się w moim życiu poprzewracało i w zamian za taką długą nieobecność na pewno nadrobię recenzjami, bo postaram się być częściej oraz w ramach przeprosin mam zamiar zorganizować małe rozdanie :)
Dzisiaj pojawi się naprawdę spory post. Z racji tego, że mnie tutaj tak długo nie było, a zużywałam dalej kosmetyki i tak się zbierały. Nie są to oczywiście wszystkie, ponieważ czasem po prostu zapominałam o tym, żeby je wrzucić do reklamówki przeznaczonej na denko. Podzieliłam post na dwie części ze względu też na to, że tych opakowań trochę jest. Część pojawiła się na blogu, część się nie pojawi pewnie, bo do nich nie wrócę, ale co ja będę Wam gadać od rzeczy, zapraszam na post! :)


Pielęgnacja włosów:


1. Natura Siberica, szampon do włosów suchych Objętość i Nawilżenie - szczerze? Jest to dość dobry produkt, ale bez efektu wow. Fajne wygładzał, trochę unosił włosy, jednak na drugi dzień.. no cóż, nadawały się do kolejnego mycia. Na plus bardzo dobry skład, przyjemny zapach, jednak wolę jego neutralnego brata.
2. Natura Siberica, szampon neutralny, wrażliwa skóra głowy - moje zbawienie! Pokochały go także moja mama i siostra oraz od jakiegoś czasu jest stałym bywalcem w naszej łazience. Na podrażniony skalp i do codziennego używania jak znalazł. Więcej tutaj - Recenzja
3. Timotei wymarzona objętość - używałam go dawno, ale byłam z niego zadowolona, więcej klik


4. Nivea Baby, delikatny szampon nadający połysk - dawno go nie było w mojej łazience, ale uwielbiałam go przez długi czas i pewnie jak skończę zapasy, których jest naprawdę sporo to do niego wrócę. Recenzja.
5. BingoSpa, maska drożdżowa do włosów - nie mam o niej zdania, ponieważ w większości zużyła ją moja siostra. Jak będę w Auchan to może znowu się na nią skuszę, na razie masek mam chyba 3, więc się powstrzymam przed kupnem.
6. Receptury Babuszki Agafii, 100% naturalny tonik do włosów przeciw wypadaniu - moja mama chciała zamówić kolejną buteleczkę, bo nie była pewna działania, ale wstępnie była zadowolona.
7. Biovax maseczka do włosów ciemnych - nie byłam z niej zadowolona, obciążała włosy i wyglądały jakbym wcale ich nie umyła. Nie kupię ponownie.
8. Biovax, maseczka naturalne oleje - najlepsza maska tej firmy jaką miałam okazję używać, jak będzie w promocji to myślę, że się skuszę. Recenzja.
9. Marion, spray prostujący włosy - piekielnie wydajny produkt! Moja siostra w końcu go dopadła, a ona nie potrafi używać kosmetyków ekonomicznie, więc szybko go zużyła, z tym, że suszy włosy praktycznie codziennie i również była z niego zadowolona - klik.
10. Batiste, suchy szampon - nic dodać nic ująć! Jak będę robić zakupy to na pewno go zamówię - klik.
11. YR płukanka octowa z malin - u mnie nic nie dała, poza tym została wycofana.
12. Isana, odżywka do włosów farbowanych - totalna klapa, zużyłam do golenia nóg.

Pielęgnacja twarzy:


13. Ziaja, mleczko ogórkowe - kiedyś wielbiłam, ale ostatnio zdecydowanie bardziej zaprzyjaźniłam się z micelami i odstawiłam mleczka, raczej nie kupię ponownie.
14. Avene, woda termalna - świetna na podrażnienia i zastąpiłam nią tonik oraz używam jej, kiedy mój makijaż wyda mi się zbyt pudrowy. Jest wielofunkcyjna, ale zdradziłam ją dla Uriage, która chyba będzie często gościć w mojej łazience.
15. Perfecta No problem 3w1 - byłam bardzo zadowolona, ale lubię nowości i cały czas zmieniam żele, ale jest świetnym zapobiegaczem jeśli chodzi o pryszcze. Zapraszam na recenzję - klik.
16. Bioderma, płyn micelarny - tego produktu chyba nie muszę nikomu przedstawiać, jest świetny pod każdym względem, poza niestety ceną :c Jak znajdę gdzieś w promocji to się skuszę na pewno.
17. Dermedic Normacne regulująco - oczyszczający krem na noc - nie dał mi zupełnie nic, cieszę się, że kupiłam go w promocji, ale i tak żałuję każdej wydanej złotówki, to był wielki zawód na firmie Dermedic i na pewno nie wrócę do niego. Moja cera jednak potrzebuje na noc silnego nawilżenia, a nie znikomego działania.
18. Dermedic Hydrain 3 Hialuro - zdradziłam do dla serum YR i wrócę do niego jak tylko będę miała przypływ gotówki. Recenzja - klik.
19. Joanna, plastry do depilacji twarzy, przezroczyste - zdecydowanie bardziej wolę tradycyjną wersję, do tej nie wrócę.
20. Essence My Skin tinted moisturizer - byłam pewna, że o nim pisałam, ale nie mogę znaleźć recenzji. Używałam przez całe wakacje i byłam zadowolona, ale raczej do niego nie wrócę.
21. Wibo Growing Lashes - przez pewien czas wielbiłam ten tusz pod niebiosa, ale dużą jego wadą jest to, że szybko wysycha. Szczoteczka za to jest fantastyczna, a o cenie nie wspomnę. Pewnie jeszcze do niego wrócę.
22. Maybelline One by One satin black - szału nie zrobiła, raczej do niej nie wrócę, prędzej wezmę tradycyjną wersję.
23. Maybelline Affinitone korektor - pod oczy był super i jest często dostępny w promocjach, wrócę do niego jak tylko skończę swój z Artdeco.

I jak? To dopiero połowa. Myślę, że drugą część wrzucę jakoś w niedzielę, a w między czasie pojawi się kilka recenzji i przygotuję nowe zdjęcia. Mam nadzieję, że w następnym denku pojawią się jakieś pomadki, bo mazideł do ust u mnie ostatnio dużo.

Pozdrawiam, Vajlet :)