czwartek, 26 czerwca 2014

The Body Shop, Vitamin E Intense Moisture Cream.

Witajcie kochane!
Jestem dzisiaj po pierwszym egzaminie i wielu zaliczeniach, idzie mi topornie, ale w ramach odpoczynku postanowiłam dzisiaj dla Was napisać recenzję, bo nie mam kiedy. Jak nie jestem na uczelni, to się uczę, jak się nie uczę to chwilowo śpię i tak w kółko, dlatego czas na jakąś odskocznię. Poza tym widziałam, że blogger nawalał, więc teraz jak już działa to spokojnie mogę coś napisać :)

Bohatera tego postu mam już od dość dawna, więc myślę, że mogę spokojnie o tym co nieco napisać.


Kupiłam go kiedy zaczynałam przygodę z marką jakoś na początku roku. Tak wiem, zawsze jestem opóźniona z wszystkimi markami i jakimiś nowościami, nigdy mi nie jest po drodze albo po prostu za mało pieniędzy. 

Jest przeznaczony do bardzo delikatnej skóry i można go stosować na dzień i na noc, jednak na zimę, kiedy używałam matujących podkładów i cera naprawdę potrzebowała silnego nawilżenia się nie sprawdził, był za słaby i go odłożyłam. Wróciłam do niego jakiś czas temu, kiedy skończył mi się krem, który stosowałam na noc. Teraz sprawdza się znacznie lepiej, ale stosuję go tylko na noc, rano skóra jest przyjemnie nawilżona, nawet gładka i taka bardziej promienna mimo zmęczenia po 4-5 godzinach snu. Pisałam o żelu do mycia twarzy z tej samej serii i przy nim również skóra wyglądała lepiej. Nie zaobserwowałam zapychania.


Konsystencję ma bardzo przyjemną, taką jakby lekko puchatą. Dobrze ją się rozprowadza, ale trochę się wchłania i to jest kolejny powód, dla którego używam go na noc. Rano lubię lekkie konsystencję, zwłaszcza teraz, kiedy mamy lato i staram się, aby moja poranna toaleta i makijaż zajmowały jak najmniej czasu. 


Wielu osobom może przeszkadzać zapach, bo jest dość specyficzny, taki faktycznie pszenny, lepiej go powąchać przed kupnem, bo inaczej używanie może okazać się mało przyjemne, całe szczęście zapach szybko znika i staje się niewyczuwalny co dla mnie jest dużym plusem, bo nie powiem, żebym mi się ten zapach szczególnie podobał. 


Kosztuje 65-69 zł, nie jestem w stanie sobie teraz dokładnie przypomnieć, bo było to dość dawno. Na temat wydajności też się nie wypowiem, bo miałam przerwę w jego stosowaniu.

Podsumowując, nie jest to zły krem, ale też nie zrobił na mnie jakiegoś fantastycznego wrażenia. Nie kupię go, ponieważ zapach mnie drażni, a cena też nie jest mała, wolę się rozejrzeć za czymś innym. Może jednak u kogoś się sprawdzi, kto wie :)

A jakie są Wasze ulubione kremy? Ja cały czas szukam czegoś odpowiedniego, chociaż obecna pielęgnacja zapewnia mi całkiem ładną buzię. Nie mam na co narzekać :) 

Jeszcze tylko tydzień i koniec sesji, a potem wyjazdy, więc znowu nie będzie mnie tutaj regularnie, ale postaram się, żeby posty przygotować wcześniej i, żeby pojawiały się one automatycznie.

Buziaki! :*

3 komentarze:

  1. Nie znam w ogóle tego kremiku :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie miałam nic z TBS,a le kilka produktów kusi bardzo :) Ja kocham Sylveco w tym temacie :)

    OdpowiedzUsuń