niedziela, 11 sierpnia 2013

Ratunek dla poparzonej promieniami słonecznymi skóry.

Witajcie!

Powiem Wam, że jak dawno nie byłam to w tym roku moja skóra jest po prostu "muśnięta" słońcem. Zazwyczaj albo cały rok byłam blada albo skóra mi schodziła. W tym roku mimo ochrony SPF30 nad polskim morzem zdarzyło mi się poparzenie. Wydawało mi się, że to jest dobra ochrona, tym bardziej, że nie mam mlecznej karnacji. Od siedzenia w wodzie spiekłam sobie ramiona, a co mi pomogło? Zapraszam do lektury.


Od producneta:

Łagodzący balsam po opalaniu przynosi podrażnionej, wysuszonej i spieczonej słońcem skórze ukojenie i poczucie komfortu. Doskonale pielęgnuje, sprawiając, że skóra staje się nawilżona, przyjemnie gładka i miękka. Składniki balsamu regenerują barierę naskórkową, zapobiegając szorstkości, łagodzą podrażnienia i zaczerwienienia. Zawarty w preparacie wyciąg z mięty zapewnia przyjemne działanie chłodzące. 

SOSkin complex - nawilża i łagodzi podrażnienia spowodowane działaniem słońca. 

Wyciąg z mięty - ma właściwości kojące. Redukuje uczucie pieczenia, napięcia i dyskomfortu, zapewnia efekt chłodzenia skóry.

Aquamarine complex - nawilża i chroni naskórek przed przesuszeniem.


Balsam jest umieszczony w dość wygodnym opakowaniu. Pod słońce widać ile nam produktu jeszcze zostało. Z wyciskaniem resztek będzie problem, ponieważ butelki nie można postawić na zamknięciu. Plastik jest dość twardy, więc będzie ciężko go rozciąć. 

Zapach balsamu jest dość przyjemny, lekko miętowy. Przez jakiś czas czuć go na skórze, ale zapach nie jest nachalny, więc nie powinien przeszkadzać nawet najwrażliwszemu nosowi. 


Balsam ma dość gęstą konsystencję, ale nie ma problemu z jego rozsmarowaniem na skórze, a wchłania się błyskawicznie. Przynosi ulgę poparzonej skórze, jednak efekt chłodzenia jest krótki. Musiałam smarować plecy co ok. 20 minut, a na noc dawałam bardzo grubą warstwę.

(Aparat kłamie, nie jestem taka opalona, jestem bardziej żółta)

Muszę przyznać, że balsam dobrze nawilżył moją skórę i jemu zawdzięczam to, że nie schodzi mi skóra. Z godziny na godzinę pieczenie ustawało, a po mniej więcej dwóch dniach przestało mi już dokuczać. Zaczerwienienie zeszło już po pierwszym dniu. Jestem zadowolona z tego produktu, bo dzięki niemu mogę cieszyć się swoją opalenizną bez żadnych zmartwień.

Na koniec zostawiam skład, który pozostawia dość dużo do życzenia moim zdaniem. Trochę naczytałam się już Waszych blogów i czasem orientuję się już, które składniki są szkodliwe dla skóry.


Nie wiem ile kosztował, bo kupowała mi go mama na szybkiego.

A czego Wy używacie na poparzenia słoneczne?


Przypominam o ROZDANIU! KLIK KLIK KLIK



Buziaki! :*

5 komentarzy:

  1. Ja raczej sie nie przypalam - raz ze potwornie wrazliwa skore mam, wiec bez filtra trudno wyjsc, dwa, ze potwornie wolno sie opalam. Ale lubie czasem te po opalaniu stosowac, bo przyjemnie nawilzaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zazdroszczę, ja albo się nie opalę albo spiekę raczka ;/

      Usuń
  2. Mam tak samo- albo jestem blada albo spalona! W tym roku filtry skutecznie mnie chronią przed słońcem, ale jakieś 3 lata temu po spaleniu uratował mnie właśnie balsam łagodzący z Soraya (tylko był jakiś inny niż ten, w granatowym opakowaniu).

    OdpowiedzUsuń
  3. w tym roku udało mi się uniknąć poparzeń, jak na razie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. mam ten sam balsam;)
    Ale w tym roku mi się nie przydał;)

    OdpowiedzUsuń