Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją mojego jak na razie ulubionego podkładu, czyli Maxfactor Lasting Performance.
Na początek powiem, że to jest moje drugie opakowanie tego podkładu, a przygoda z nim zaczęła się od tego, że na święta był w promocji w SP razem z tuszem 2000 calorie za 60zł. Pomyślałam nie aż tak drogo to wezmę. I to był strzał w dziesiątkę!
Podkład mieści się w małym opakowaniu z małym aplikatorem na końcu, dzięki czemu możemy wycisnąć odpowiednią ilość podkładu. Muszę powiedzieć na początek, że jest bardzo wydajny. Starczył mi na prawie rok. Wadą jest to, że ciężko wydobyć końcówkę, ale wystarczy rozciąć opakowanie i po problemie. Po użyciu skóra jest aksamitnie gładka i nie widać żadnych niedoskonałości. Ma bardzo dobre krycie, a co najważniejsze utrzymuje się cały dzień, co dla nas moim zdaniem jest naprawdę ważne. Nie raz jak wieczorem nie mam siły i nie zmyję go to rano jeszcze jest na buzi! Bardzo dużo osób go chwali a propos matowienia. Osobiście zauważyłam u siebie tylko lekkie zmatowienie, dlatego i tak używam pudru. Ma bardzo fajną konsystencję. Łatwo rozprowadza się na buzi i nadaje jej lekkiego koloru. W moim przypadku (bladziaka) nadaje mi trochę energii na buzi, przez co nie wyglądam aż tak blado. Jedyne co mnie denerwowało to, to że podkreślał trochę skórki na nosie, więc obowiązkowo krem nawilżający.Cena waha się w różnych granicach. W SP i innych podobnych drogeriach można go dostać za ok. 60zł. Jak mi się skończy na pewno kupię kolejne opakowanie. Nie jestem przychylnie nastawiona do innych od czasu nieudanej próby z Bourjois, ale o tym innym razem.
Teraz idę jeszcze poczytać 50 twrazy Greya, a potem położę się spać, bo rano mam dentystę ;/ Trzymajcie się i dobranoc! ;*
Kolor wygląda bardzo fajnie:)
OdpowiedzUsuńz max factora nie mialam jeszcze podkladu :P ale moze warto to zmienic :D
OdpowiedzUsuń